Rowerowa Obwodnica Olsztyna (73): z Mazur na Mazowsze
2025-03-21 08:58:00(ost. akt: 2025-03-21 08:59:15)
No więc czepiło mi się kierownicy, żeby zobaczyć mazowiecko-drewnianą część warmińsko-mazurskiego. Po drodze natrafiłem na atomowy ślad i szlachciców, którzy mieli do załatwienia sprawę z samym papieżem. Było fajnie.
Trasa: Nidzica (dworzec PKP) -Złota Góra - Janowo-Janowiec Kościelny-Tatarski Kamień - Nidzica, dworzec PKP. Długość trasy 55 kilometrów, asfalt i szuter.
Wozili sobie między naszymi jeziorami jądrowe odpady
Wystartowałem zatem spod Nidzickiego dworca i po chwili wjechałem na drogę 604 biegnącą do Wielbarka. Jest ona o tyle ciekawa, że znajduje się na niej Drogowy Odcinek Lotniskowy.
To odcinek z nawierzchnią betonową o długości 12,5 km, w skład którego wchodzi drogowy odcinek lotniskowy o długości 3240 m i szerokości ponad 20 metrów.
Praktycznie co roku ćwiczy tam nasze wojsko, a lądowały tam między innymi samoloty F -16. To jedyne takie miejsce w Polsce. Ja tam jednak nie dojechałem, bo tym razem nie było po drodze.
Ale na razie dalej jechałem 604. Zatrzymałem się na chwilkę przy tej widocznej na foto resztce torów i pomyślałem: jak to dobrze, że nie ma już krajów, które wymieniały między sobą "pociągi nadzwyczajne specjalnego przeznaczenia". A te przewoziły przez obecne warmińsko-mazurskie zużyte paliwo jądrowe. Na szczęście ładowali je Niemcy z NRD a nie Rosjanie.
Połączenie z Nidzicy do Wielbarka Niemcy zbudowali w 1900 roku, a myśmy skasowali 99 lat później.
— Linia Nidzica-Wielbark stanowiła fragment północnego korytarza transportowego między Kostrzynem a Czeremchą, który był utrzymywany w stałej gotowości do ewentualnych transportów militarnych ze wschodu na zachód. Na szczęście do nich nie doszło, ale korytarz ów był wykorzystywany do przez tzw. "pociągi nadzwyczajne specjalnego przeznaczenia" (PONSZ), do których należały m.in. transporty ze zużytym paliwem paliwem jądrowym z elektrowni w NRD do ZSRR — pisze Tomasz Stochmal w książce "Zapomniane linie kolejowe warmińsko-mazurskiego". Ostatni taki transport miał tę linią przejechać w 1986 roku.
Pierwsi pośpiewali i poszli dalej
I tak dojechałem do Muszaków, które słynęły niegdyś z poligonu.
A był to poligon co się zowie. Rozciągał się na 14 tysiącach hektarów. Powstawał przez kilka powojennych lat. I pochłonął kilka mazurskich wiosek. Najbardziej znana z nich to Małga.
A był to poligon co się zowie. Rozciągał się na 14 tysiącach hektarów. Powstawał przez kilka powojennych lat. I pochłonął kilka mazurskich wiosek. Najbardziej znana z nich to Małga.
Pierwsi Rosjanie którzy pojawili się we wsi w styczniu 1945 roku zachowali się normalnie nic mieszkańcom nie zrobili, pośpiewali, najedli się i odeszli. Potem było już gorzej. Kolejni okradli ich ze wszystkiego i zamordowali kilkunastu mieszkańców wsi. — Dopiero, gdy mróz zelżał, można było ich pochować — wspominała mieszkanka wsi.
Małga z czasem stała się wsią symboliczną, przestała istnieć i pochłonął ja poligon. Pozostała tylko kościelna wieża i skryty w jej cieniu cmentarzyk. Wieżę wojskowi zachowali jako punkt orientacyjny.
Z Muszaków na poszukiwanie złota
Muszaki ocalały, bo umieszczono tam komendę poligonu. Skasowano go w 1993 roku a z jego części utworzono rezerwat przyrody. Teraz część poligonu chyba znowu wróci do wojskowych, bo czasy mamy niespokojne. A to co wyrabiali na Warmii i Mazurach rosyjscy żołnierze w 1945 roku nie jest tylko historią, bo dzieje się teraz w Ukrainie.
Muszaki to stara, bo XIV wieczna wieś. Miejscowi Mazurzy zbudowali tam sobie w 1901 roku kościół, który spalili im Rosjanie w 1945 roku.
Niedługo potem, za zgoda ewangelików ruiny kościoła władza przekazała katolikom. I to było na tyle komunistycznej dobroci, bo przez kolejne lata władza nie godziła się na odbudowę świątyni, bo ta stała już na terenie poligonu. Kościół ostatecznie wysadzono. Pobliski cmentarz ewangelicki zniszczono w końcu lat 70tych. Zachowała się tylko kwatera wojskowa z czasów Wielkiej Wojny.
Wierni przez lata modlili się w kaplicy. W gruzach zniszczonego kościoła ewangelickiego odnaleziono dzwon i sygnaturkę, którą w późniejszym czasie umieszczono na jej dachu. Nowy kościół zbudowano już za demokracji.
Złoto bez głowy
Złote Wzgórza leżą ze 4 kilometry w bok za Muszakami i przez krótki czas zajmowały umysłu okolicznych Mazurów, którzy uwierzyli, że zapadł się tam zamek, w którym było pełno złotych monet.
Tuż po pierwszej Wielkiej Wojnie pewnemu 70-letniemu drwalowi o nazwisku Brattka przyśniło się, że anioł zaprowadził go do ukrytych w głębi Złotych Gór skarbów. Aby skarby te wydostać należało zmówić modlitwę i śpiewami wydrzeć je podziemnemu demonowi.
Wielu Mazurów uwierzyło w tę historię i wystawali godzinami przy Złotej Górze. Rozmodleni Mazurzy oczekiwali wyłonienia się spod ziemi złotego zamku, aż przegonił ich stamtąd nadleśniczy z pobliskiej Zimnej Wody.
— Dla władz niemieckich "ten masowy" obłęd był sprawą wstydliwą. Zarówno władze, jak i Kościoły okazywały zatroskanie przede wszystkim dlatego, że cały ten spektakl, modlitwy i śpiewy odbywały się wyłącznie po polsku. Tu przetrwało coś, co okazało się silniejsze od wpływów kultury niemieckiej, coś do czego Niemcy nie mieli przystępu — pisze Andreas Kossert w "Mazury. Zapomniane południe Prus Wschodnich".
Kto chce może na Złotej Górze porozglądać się za skarbami, ale trzeba uważać. Bo wedle legendy zapisanej przez Maxa Toepenna w "Wierzeniach mazurskich" niegdyś pastuszkowie trafili tam na złote monety, które wyciągali ze szczelin drągami z umocowanymi na końcu czapkami. Jednego z nich tak to rozzuchwaliło, że "naszła go ochota by dać się spuścić na powrozie: i zdobyć więcej złota, ale "nie wyszło mu to na złe". — Kiedy go towarzysze wyciągnęli, znaleźli wprawdzie jego czapkę pełną złota, jego samego zaś bez głowy — pisze Toepenn.
Korzeń, co mąci w głowie
Na szczycie Złotej Góry stoi wieża, ale nie jest dostępna dla turystów. A szkoda, bo pewnie jest z niej piękny widok. Być może dałoby radę dostrzec z niej Błędne Góry, położone rzut beretem od tych Złotych.
Czemu Błędne? Bo w 1807 roku uciekli tam przed wojna Mazurzy z Wałów. Nie mieli co jeść, aż jedna dziewczyna "znalazła u stóp góry jadalny korzeń, podobny do marchwi i zaspokoiła nim głód". Za jej śladem poszli inni. — Kto zjadł ten korzeń, zapominał o nędzy i troskach, ale nie mógł odnaleźć drogi wiodącej z gór do domu.. Wyszedłszy z lasu ludzie widzieli dobrze swoje siedliska i pola, ale skoro tylko usiłowali do nich dość, błądzili — pisze Toeppen.
Ze Złotej Góry wróciłem do Muszaków. Myślałem, że w miarę zbliżania się do przedwojennej granicy, jadąc z Mazur na Mazowsze, będzie płasko, ale nie było. Po przejechaniu granicznego niegdyś Orzyca, nadal było pagórkowato. Widać, że geograficznie to jeszcze Mazury, choć już historyczne Mazowsze. W każdym razie wzroku tam prostować jeszcze się nie da. Pewnie trzeba by pojechać dalej, w stronę Przasnysza.
Jestem zatem w Janowie, które swoją nazwę zawdzięcza temu, że w 1421 roku założył je książę mazowiecki Jan I Starszy. To najbardziej drewniana "miastowieś" w warmińsko-mazurskim. Obie te ostatnie nazwy mimo upływu lat ciągle brzmią tutaj jakoś obco, podobnie jak dla mnie brak czerwonoceglastych kapliczek tak charakterystycznych dla historycznie katolickiej, jak Mazowsze, Warmii.
Żal za Mazowszem
Tak czy inaczej przez wieki Janowo i jego okolice po polskiej stronie zamieszkiwali Mazurzy. I mieli wiele wspólnego z pruskimi Mazurami. Ba, w wielu przypadkach byli ze sobą spokrewnieni. W końcu Mazurzy pruscy wzięli się z emigracji Mazurów z Rzeczypospolitej, którym Krzyżacy a potem pruscy książęta oferowali po prostu lepsze warunki do życia.
W każdym razie kiedy w połowie u XIV wieku Orzyc stał się rzeką graniczną pomiędzy Zakonem a Królestwem Polskim część Janowa pozostała po drugiej stronie rzeki jako Camerau (Komorowo). I ta granica, z krótkim wyjątkiem, przetrwała do 1945 roku. Janowo leżało wtedy w województwie warszawskim. Tak było do połowy lat 50tych, kiedy włączono je do województwa olsztyńskiego, a Komorowo do gminy Janowo.
— Janowo czekało 600 lat, aby ponowie połączyć się z Komorowem. Niestety nikt się nie spodziewał tego, że będzie to tożsame z oderwaniem się przez zmianę podziałów administracyjnych od powiatu przasnyskiego. W taki oto sposób Janowo zostało zapomnianym pograniczem Północnego Mazowsza, o którym pamięć nie może zagiąć — pisze Krzysztof Pisarski w jednym z rozdziałów książki "Janowo: pogranicze kultur : 600 lat"
Ta decyzja niegdyś budziła spore emocje, które teraz już opadły, ale nadal się tlą, głównie w najstarszym pokoleniu. — Na zakończenie dodajmy, że od 1954 r. większa część obszaru wokół południkowego i równoleżnikowego biegu Orzyca (gm. Janowiec Kościelny i Janowo) nie leży już na Mazowszu, bowiem na skutek urzędniczych manipulacji znalazła się w województwie olsztyńskim, a zamieszkująca ten obszar ludność powoli traci świadomość swej tysiącletniej przynależności do tej prowincji — skonstatowała z pewnym smutkiem Elżbieta Kowalczyk w artykule "Krajobrazy kulturowe - Janowo nad Orzycem" opublikowanym w 1999 roku.
— Historycznie był to obszar należący „od zawsze” do Mazowsza, jego północne rubieże. Na skutek administracyjnych decyzji z lat już współczesnych część przyłączono do województwa warmińsko-mazurskiego. Jest to jakieś nieporozumienie — stwierdziła z kolei jedna z mieszkanek wsi.
Kto z szlachty, kto chłopów?y
Zatem w Janowie i okolicy mieszkali Mazurzy, którzy dzielili się standardowo na szlachtę, mieszczan i chłopów. Mieszczanie wzięli się stąd, że Janowo od XV po nieco ponad połowę XIX wieku było miastem, choć jeszcze pod koniec XVIII wieku jedynym murowanym budynkiem był tam kościół. — I tak włościanie lekceważyli szlachtę, nazywając ją parchami, a mieszczan łykami. sami zaś byli prześladowani przezwiskiem chamów. Do dzisiaj przetrwały powyższe określenia ludności doskonale wie, kogo te oznaczają — wyczytałem we wspomnianej już książeczce "Janowo: pogranicze kultur ". Mniej w Janowie, ale już w sąsiedniej gminie Janowiec Kościelny, kto z chamów,a kto z panów, do tej pory dla wielu jest ważny.
Co oczywista mieszkali w Janowie też Żydzi. W dawniejszych czasach było ich całkiem sporo, a Janowo było miasteczkiem polsko-żydowskim. Tuz przed wybuchem Powstania Styczniowego było ich tam 629, podczas gdy Polaków 1095. Potem ich liczba zmniejszała się. w 1921 roku mieszkało tam już tylko 24 Żydów na 1195 mieszkańców. Hitlerowcy wymordowali ich w Auschwitz. Pozostał po nich kirkut. Większość macew rozkradziono już po wojnie. Do dzisiejszych czasów dotrwało kilka.
Na cmentarzu zachowała się pamiątka po jeszcze jednej grupie, która w Janowie pojawiła się po upadku Rzeczypospolitej. Mowa o prawosławnych Rosjanach. Zachowały się jeden taki grób. Co ciekawe to najstarszy pochówek, jaki udało mi się odnaleźć. Pochodzi z 1865 roku.
Na cmentarzu znajduje się symboliczny grób porucznika Zacheusza Nowowiejskiego (1915-1946), partyzanta AK i Ruchu Oporu Armii Krajowej, który między innymi dowodził rozbiciem więzienia UB w Mławie w 1945 roku. Co roku starostwo przasnyskie organizuje poświęcony mu Rajd Gwiaździsty.
Obok cmentarz stoi kościół wzniesiony w 1939 roku. Swoją cegiełkę do jego budowy dołożył też ówczesny prezydent RP Ignacy Mościcki, który ofiarował 500 złotych na budowę świątyni. Były to całkiem przyzwoite pieniądze. Z danych z Małego Rocznika Statystycznego wynika, że w połowie lat 30tych robotnik zarabiał w Polsce średnio 102 złote (robotnica 53), ale robotnik rolny już tylko nieco ponad 35 złotych. Kilogramowy bochenek żytniego chleba kosztował wtedy około 30 groszy (dane za: Wojtek Duch, Ile zarabiano i co można było kupić za średnią płacę w przedwojennej Polsce. Pensje i ceny w II RP, historia.org.pl).
Skoro Janowo to historyczne Mazowsze, to i z warmińską metropolią nie ma nic wspólnego. Parafia przynależy bowiem do diecezji płockiej i metropolii warszawskiej.
Co ciekawe w dziejach Janowa pojawia się Wojciech Kętrzyński, choć rzecz cała rozgrywa się w odległym Królewcu. Kętrzyński, który w czasie Powstania Styczniowego nie był już Niemcem, ale Polakiem, pomagał zaopatrywać powstańców w broń. Naczelnikiem powstańczym Janowa był ksiądz Marian Kwiatkowski, który z towarzyszami wybrał się po nią do Królewca. W jej załadunku pomagał właśnie Kętrzyński.
Największą atrakcją Janowa są drewniane chaty, których jest tutaj całkiem sporo. Ich stan w większości nie rokuje jednak dla nich jakiejś przyszłości. Janowski rynek zachował swój przedwojenny klimat, choć burzy go nieco postkomunistyczy bunkier handlowo-usługowy, który jednak na swój sposób chyba już wkomponował się w otoczenie. I może nawet dodaje teraz rynkowi uroku...
W każdym razie na pewno warto poszwendać się wokół rynkowych uliczkach, pełnych drewnianych klimatów. — W prawie nieskażonym układzie zachowały się ciągi wąskich działek i ich zabudowa, z ulokowanymi na krańcach charakterystycznymi przejezdnymi stodołami z bramami wychodzącymi na ulicę Tylną oraz na dawną ulicę Kocią. Stodoły te, połączone ścianami,tworzyły zwarty ciąg zabudowy, zabezpieczając dobytek mieszczan i broniąc go przed rabusiami — pisze cytowana już Elżbieta Kowalczyk w artykule "Krajobrazy kulturowe - Janowo nad Orzycem".
Naprawdę warto zobaczyć, ten skrawek Mazowsza w warmińsko-mazurskim...Ale do powrotu na Mazury jest jeszcze parę kilometrów do przejechania. Czas na Janowiec Kościelny.
Chcieli mówić do papieża „panie bracie”
Panowie z „mazurskiego” Mazowsza przez całą drogę biedzili się nad pytaniem, jak to mają zwracać się do papieża, skoro nie wiadomo, czy jest on szlachcicem. A droga była przed nimi długa, bo gdzie Rzym, a gdzie malutki Janowiec Kościelny.
Mało kto wie, że mamy w naszym regionie gminę, w której do tej pory kultywowane są szlacheckie tradycje i że w warmińsko-mazurskiem mamy niewielką w kilometrach kwadratowych, ale silną duchem krainę zwaną Pobożem lub Poborzem. Skąd kłopot z literką? Do dnia dzisiejszego trwają dyskusje, czy prawidłowa jest nazwa Poboże — od pobożności ludzi, czy nazwa Poborze — jako ziemie pozostałe po wyciętych borach.
—Obie formy są obecnie stosowane, częściej jednak w wersji Poboże. Być może dlatego, że komponuje się z nazwą gminy Janowiec Kościelny i kościołem o ciekawej architekturze — czytamy w broszurze „Moje miejsce na Ziemi. Gmina Janowiec Kościelny” sygnowanej prze wójta Piotra Rakoczego i Monikę Szypulską, prezeskę stowarzyszenia na rzecz ekorozwoju wsi w Szczepkowie Borowym i „Trójmieście”.
Zresztą do dzisiaj zachował się charakterystyczny dla tzw. szlacheckich okolic zaściankowych charakter zabudowy z przysiółkami. Ciągle występują też gniazda rodowe, czyli wsie, w których wszyscy mieszkańcy mają to samo nazwisko i występuje u nich poczucie rodowości i przynależności szlacheckiej. Ale też, czasami, „poczucie odrębności, przeradzające się często w poczucie wyższości wobec nieszlacheckich sąsiadów”.
Witajcie zatem w Janowcu Kościelnym na północnym Mazowszu, ale w województwie warmińsko-mazurskim.
Obszar Poborza/Poboża to ledwie 140 kilometrów kwadratowych. „Pobożanie — tak do niedawna jeszcze mówiono o rodzinach zamieszkujących obszar pogranicza mazowiecko-pruskiego — wywodzą się z wczesnego osadnictwa mazowieckiego. Nie jest wykluczone, że są potomkami mazowieckich rodów rycerskich, które żyły tu w XI-XII wieku” — wyjaśnia Irena Kołowicz-Borowy w książeczce „Gmina Janowiec Kościelny”. Dodajmy, że niektórzy Pobożanie wywodzą swój ród z Sasinów, południowopruskiego plemienia.
—Potomkowie średniowiecznych rodów heraldycznych zamieszkują tu do dzisiaj. Zachowały się zaścianki i przysiółki szlacheckie, od których większość mieszkających w nich rodzin nosi swoje nazwiska. [...] Nigdy nie było tu bardzo dużych majątków, jednak poczucie rodowości, przynależności szlacheckiej, zachowanie wielu elementów obyczajowości i świadomość swoich ojców i dziadów, zamieszkujących te same gniazda, tkwi w rodach pobożańskich do dzisia” — pisze dalej Irena Kołowicz-Borowy.
Potwierdza to wspomniana nieco wyżej broszurka. „Takim — nie do przecenienia w wymiarze społecznym — zachowaniem był protest Poborzan przeciw próbie połączenia gmin Janowo i Janowiec Kościelny w jedną dużą jednostkę samorządową. Poborzańska społeczność szlachecka potrafiła powiedzieć »My« władzy wojewódzkiej i samorządowej i nie zgodzić się na połączenie z »nieszlacheckimi« sąsiadami” — czytamy we wspomnianym wydawnictwie „Moje miejsce na Ziemi. Gmina Janowiec Kościelny”. Poboż(rz)anie „zachowali elementy obyczajowości i świadomości swoich przodków, a także poczucie odrębności, przeradzające się często w poczucie wyższości wobec nieszlacheckich sąsiadów” — czytamy z kolei w Wikipedii.
Dzisiaj jest ich około 3700 osób, zamieszkują część gminy Janowiec Kościelny oraz w części parafię w Grzebsku w gminie Wieczfnia Kościelna (to już województwo mazowieckie).
Dzisiaj jest ich około 3700 osób, zamieszkują część gminy Janowiec Kościelny oraz w części parafię w Grzebsku w gminie Wieczfnia Kościelna (to już województwo mazowieckie).
We wsi stoi neogotycki kościół z 1910 roku, zaprojektowany na podobieństwo kościoła św. Floriana na warszawskiej Pradze. Znajduje się w nim relikwia Jana Pawła II (krew). Wcześniej stała tam drewniana świątynia. Wedle legendy przed jej postawieniem wysłano do papieża szlachecką delegację, aby od samego Ojca Świętego uzyskać pozwolenie na budowę. Delegaci w czasie podróży próbowali ustalić, jak powinni się do niego zwracać.
„Według powszechnie panującego obyczaju wśród polskiej szlachty do osoby wywodzącej się z tego samego stanu społecznego, czyli szlachty, należało użyć sformułowania »panie bracie«. Jednakże delegaci nie wiedzieli, czy papież jest szlachcicem z pochodzenia; gdyby tak było, wystarczyłoby odnieść się do papieża »Ojcze Święty«. Przekazy ustne podają, iż w obliczu papieża dylemat szlachciców stracił na znaczeniu, ponieważ żaden z nich z powodu zdenerwowania nie wypowiedział ani jednego słowa, a sprawa została przedstawiona przez osoby trzecie” — czytamy na stronie parafii.
To tyle o „pobożości”. Teraz będzie coś dla ciała. Gmina Janowiec, jakbyśmy powiedzieli z mazursko-warmińska, kartoflem stoi. W 2024 roku odbyło się tam już XXXVIII Święto Pieczonego Ziemniaka. Święto ma uniwersalny, ogólnorolniczy i dożynkowy charakter. Starostami byli bowiem we wspomnianym roku rolnicy specjalizujący się w uprawie zbóż i buraków. A zgromadzonych przywitała orkiestra dęta z mazowieckiej Wieczfni Kościelnej.
A dlaczego w Janowcu świętują ziemniaka? Nie ma w tym przypadku. — To było kiedyś tzw. zagłębie ziemniaka. Żeby dalej czcić i honorować tradycję, poszliśmy w kierunku, aby dożynki w Janowcu kojarzyły się z ziemniakiem. Może mniej rolniczo, ale za to w innych aspektach. Jest logo ziemniaka, są też maskotki z ziemniaka. W tym roku zrobiliśmy też przypinki, magnesy i kubeczki. Ziemniak jest rozpoznawalnym wizerunkiem Janowca Kościelnego — wyjaśniał to w 2023 roku Radiu Olsztyn Waldemar Pyracki, dyrektor Samorządowego Ośrodka Kultury w Janowcu Kościelnym.
Na pieczonego kartofla i nie tylko zapraszam do Janowca na początku września.
Z Janowca pora już była na wracać na pociąg do Nidzicy. Po drodze były jeszcze Tatary, gdzie jakieś dwa od centrum Nidzicy, na polu leży sobie Tatarski Kamień. Od jak dawna „to robi”, nie wiadomo. Ma 19 m obwodu i ponad 2 m wysokości. Jest długi na 6,5 m i szeroki na 4 m. Kiedyś był większy, ale zapobiegliwi Mazurzy odłupywali go po trochu i wyrabiali sobie z kamienie młyńskie. Może zatem był kiedyś potężniejszy od Diabelskiego Kamienia?
To przy nim w 1656 roku mieli zatrzymać się Tatarzy, którzy chcieli zdobyć Nidzicę. Zapobiegł temu miejscowy krawczyk, który miał jednym strzałem z zamkowych murów powalić ucztującego przy wzmiankowanym kamieniu tatarskiego wodza. Na takie dictum ordyńcy odstąpili, Jasia ogłoszono bohaterem, a kamień nazwano tatarskim. Legenda piękna, ale od kamienia do zamku jest nieco ponad kilometr, więc raczej mało prawdopodobne, żeby krawczyk miał tak precyzyjne oko…
Igor Hrywna
Dlaczego Rowerowa Obwodnica Olsztyna? Bo zaczęło się to pomysłu na rowerowy objazd Olsztyna a potem poszło w region. Jeżeli nie pomyliłem się w rachunkach to część 73 cyklu.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez