Max Worgitzki urodził się w 1884 roku pod Gołdapią, zmarł w 1937 roku w Olsztynie. Pochodził ze zniemczonej rodzinny mazurskiej. W roku wybuchu Wielkiej Wojny przejął po ojcu prowadzenie mleczarni w Olsztynie. Pisywał dramaty i opowiadania.
Miał niemieckie poglądy i angażował się w germanizację Mazurów. Położył dla Niemców wielkie zasługi w czasie plebiscytu 1920 roku, jako kierownik niemieckiej akcji plebiscytowej na Prusy Wschodnie. Stąd często nazywany był przez Polaków zdrajcą czy renegatem.
— Byli też działacze i pisarze mazurscy przez stronę polską zwani renegatami, którzy mieli wyprzeć się polskości. Problem jednak polega na tym, że opisywani w polskiej prasie renegaci Skowronnkowie czy Worgitzki nigdy nie przechodzili w swoim życiorysie etapu polsko-narodowego, mieli ukształtowaną
świadomość niemiecką i pruską – trudno więc ich posądzać o porzucenie ideałów — pisze
Piotr Szatkowski w tekście " Relacje potomków przedwojennych mieszkańców Mazur
jako znikające świadectwo dawnego polsko-niemieckiego pogranicza".
świadomość niemiecką i pruską – trudno więc ich posądzać o porzucenie ideałów — pisze
Piotr Szatkowski w tekście " Relacje potomków przedwojennych mieszkańców Mazur
jako znikające świadectwo dawnego polsko-niemieckiego pogranicza".
Takimi byli dwaj Warmiacy Jan Jabłoński i Hieronim Żabka. Ten pierwszy był dowódcą Lotnych Oddziałów Bojowych i kierownikiem Straży Mazurskiej w powiecie olsztyńskim, drugi pracował polskim konsulacie w Olsztynie.
Worgitzki wykorzystał ich do utworzenia nowej warmińskiej organizacji plebiscytowej pod nazwą "Związek Utrzymania Warmji", której celem było przekonanie do Niemiec polskich Warmiaków, czy choćby tylko tych, którzy mówili po polsku. Robiono to po polsku. — My niemiecką konstytucję bardzo dobrze znamy. My wiemy, że ona nam gwarantuje utrzymanie naszej wolności, naszej katolickiej wiary i naszej polsko-warmińskiej mowy — przekonywano ich. — Nasza nadzieja do Polski była fałszywą nadzieją, z tego powodu my ją teraz odrzucili. Pozostańmy przy tej ziemce, która my znamy, a to jest prowincja naszej rodziny, to są Prusy wschodnie.
Worgitzki wykorzystał ich do utworzenia nowej warmińskiej organizacji plebiscytowej pod nazwą "Związek Utrzymania Warmji", której celem było przekonanie do Niemiec polskich Warmiaków, czy choćby tylko tych, którzy mówili po polsku. Robiono to po polsku. — My niemiecką konstytucję bardzo dobrze znamy. My wiemy, że ona nam gwarantuje utrzymanie naszej wolności, naszej katolickiej wiary i naszej polsko-warmińskiej mowy — przekonywano ich. — Nasza nadzieja do Polski była fałszywą nadzieją, z tego powodu my ją teraz odrzucili. Pozostańmy przy tej ziemce, która my znamy, a to jest prowincja naszej rodziny, to są Prusy wschodnie.
Zresztą fakt, że Warmiacy czy Mazurzy mówili po polsku niekoniecznie oznaczał, że czuli się Polakami.
— Na Mazurach pruskich sam miałem nieraz sposobność słyszeć, jak umundurowani hitlerowcy rozmawiali po polsku, a raz nawet słyszałem (w wiejskiej oberży pod Szczytnem) prowadzoną przez hitlerowców w języku polskim długą dysputę polityczną — wspominał Jędrzej Giertych, który w 1931 roku objął stanowisko attaché kulturalnego w polskim konsulacie w Olsztynie.
— Na Mazurach pruskich sam miałem nieraz sposobność słyszeć, jak umundurowani hitlerowcy rozmawiali po polsku, a raz nawet słyszałem (w wiejskiej oberży pod Szczytnem) prowadzoną przez hitlerowców w języku polskim długą dysputę polityczną — wspominał Jędrzej Giertych, który w 1931 roku objął stanowisko attaché kulturalnego w polskim konsulacie w Olsztynie.
Max Worgitzki ( na fot. pierwszy z prawej) uważał zresztą, że Niemcy "bez głosów polskich nigdy plebiscytu by nie wygrali". Uważał też, że Polscy mogli nawet wygrać, gdyby plebiscyt zamiast latem 1920 roku odbył się wcześniej.
— Nie jest to do zakwestionowania, że plebiscyt, podjęty na wiosnę 1919 r. wydałby zupełnie inny rezultat, niż półtora roku później. Być może, że przy umiejętnej robocie Polaków byłby nam nawet
przepadł teren plebiscytowy. To może dziś brzmieć nieprawdopodobnie, ponieważ już wszystko
pokonaliśmy. Jednakże, kto się wnikliwie zagłębi we wspomnienia ówczesnych warunków, przyzna mi słuszność — napisał w swoich wspomnieniach.
— Nie jest to do zakwestionowania, że plebiscyt, podjęty na wiosnę 1919 r. wydałby zupełnie inny rezultat, niż półtora roku później. Być może, że przy umiejętnej robocie Polaków byłby nam nawet
przepadł teren plebiscytowy. To może dziś brzmieć nieprawdopodobnie, ponieważ już wszystko
pokonaliśmy. Jednakże, kto się wnikliwie zagłębi we wspomnienia ówczesnych warunków, przyzna mi słuszność — napisał w swoich wspomnieniach.
W Prusach Wschodnich najwięcej głosów za Polską padło w powiecie olsztyńskim (13,47%), najmniej w powiecie oleckim gdzie na prawie 30 tys. biorących udział w plebiscycie za Polską głosowały tylko 2 osoby. Plebiscyt nie objął położonego na północ od Olecka powiatu gołdapskiego.
Dwa lata po plebiscycie z inicjatywy Worgitzkiego powstał Południowo-Wschodniopruski Teatr Krajowy Sp. z o.o. Za kolejne dwa zaczęto w Olsztynie budowę budynku dla teatru. Nazwano go "Der Treudanktheater" (z niem. "W podzięce za wierność"), bo miał być darem dla mieszkańców Allenstein za zwycięstwo w plebiscycie. Budynek oddano do użytku w 1925 roku.
W styczniu 1945 roku żołnierze rosyjscy ograbili gmach, rozkradli między innymi rekwizyty teatralne. Gmachu jednak, jak innych budynków, nie spalili. Może dlatego, że po sąsiedzku, przy obecnej ulicy Sarnowskiego urzędowało NKWD. To właśnie w gmachu teatru w maju 1945 roku sowiecki komendant miasta przekazał władzom polskim administrację cywilną w mieście.
A w lipcu mieszkańcy Olsztyna mogli obejrzeć pierwszą sztukę w wykonaniu aktorów z Warszawy. We wrześniu przystąpiono do organizacji stałego teatru. Podjął się tego Stanisław Wolicki, były żołnierz Legionów Polskich i Polskiej Organizacji Wojskowej. Uczestnik wojny w 1920 a w 1945 roku działacz PPS. Dyrektorował mu do listopada 1946 roku.
— Szukał zespołu przez sześć tygodni, jeżdżąc po całej Polsce. Do pracy w stolicy Okręgu Mazurskiego udało mu się namówić dwadzieścia pięć osób związanych z: Wilnem, Lwowem, Warszawą, Lublinem i Krakowem — napisał Tadeusz Prusiński w książce "Jest teatr w Olsztynie",
Pierwszym kierownikiem artystycznym teatru został Stanisław Milski.
18 listopada 1945 roku udało się mu wystawić "Moralność Pani Dulskiej, którą zagrała jedna z największych gwiazd olsztyńskiego teatru: Eugenia Śnieżko-Szafnaglowa.
— Skromny budżet teatru nie pozwolił na uszycie kostiumów, toteż stroje pożyczono od osób prywatnych. Wyjątkiem był szlafrok Dulskiej, zakupiony ze składki pracowniczej. Wszystkie miejsca zostały zajęte przez ciekawych inauguracji widzów. Stuprocentowa frekwencja utrzymywała się przez najbliższe tygodnie — odnotował Tadeusz Prusiński we wspomnianej publikacji.
W 1946 roku teatr otrzymał imię znamienitego aktora Stefana Jaracza a na przeciwko teatru stanęło jego popiersie. Powstało z 350 kg brązu z przetopionych płyt i liter mauzoleum feldmarszałka Paula von Hindenburga w Sudwie pod Olsztynkiem. Do budowy cokołu na którym stanęło wykorzystano granit z tegoż mauzoleum oraz z pozostałości pomnika ku czci niemieckich żołnierzy poległych pod Sedanem, który wcześniej stał w tym miejscu.
Tak więc w przyszłym roku minie setna rocznica budowy gmachu i powstania w Olsztynie teatru oraz 80 rocznica istnienia w Olsztynie polskiej sceny.
Na tę okoliczność teatr wystawi sztukę "Setka Jaracza czyli (prawie) sto sposobów na setne urodziny" autorstwa twórcy kabaretowego Szymona Jachimka, który już współpracował wcześniej z olsztyńskim teatrem przy spektaklach "Jazda na zamek. Musical krzyżacki" i "Jeremi się ogarnia. LOL". Jak zapewniają twórcy, nie będzie to "nadęta gala", ale widowisko z przymrużeniem oka.
— Setka Jaracza, czyli (prawie) sto sposobów na setne urodziny” to pomysł na wspólne świętowanie jubileuszu Teatru. Zamiast pomników ze spiżu czy nadętej gali dla wybrańców, proponujemy spektakl z przymrużeniem oka, w którym nawiążemy do historii i dorobku Teatru Jaracza, zdradzimy kilka tajemnic zza kulis i „scenicznej kuchni”. Na pewno nie zabraknie autoironii, bo tym razem chcemy pożartować z siebie — czytamy na stronie teatru.
— Tworzymy pewną hybrydę tych trzech gatunków. Ja nazywam ten projekt galowo-koncertowo-spektaklem. Podszedłem do tego pomysłu z lekkim drżeniem serca, bo dekonstruujemy klasyczną galę jubileuszową i z dużym dystansem podchodzimy do historii teatru, jego patrona i samego Olsztyna. Szukamy nieoczywistej formy i wierzę, że ta którą wybraliśmy będzie skuteczna i sprawi, że widzowie spędzą z nami dobry czas — mówi reżyser spektaklu Rafał Szumski.
Szymon Jachimek tworząc scenariusz czerpał z historii teatru i charakterystycznych symboli regionu. Podkreślił, że jego przewodnikiem po historii olsztyńskiej sceny była książka "Jest teatr w Olsztynie" Tadeusza Prusińskiego.
Na scenie pojawią się historyczne postaci takie jak Mikołaj Kopernik i Napoleon Bonaparte ale też współcześni - kibice Stomilu.
— Uprzedzamy, że będzie radośnie, z nieposkromioną wyobraźnią i jak na fetę stulatka przystało fanfary i muzyka będą grane na żywo — zapewnia teatr.
Przypomnijmy jeszcze, że dzisiaj teatr to cztery sceny: Scena Duża (407 miejsc), Scena Kameralna (98), Scena Margines (86) i Scena u Sewruka (50)
oprac. Igor Hrywna
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez