Ostatni brzeg

2025-03-02 08:40:00(ost. akt: 2025-03-02 08:42:12)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Puste plaże

Plaże teraz są puste. Ludzie już odeszli. Zapełnili ulice szumem swych trosk. Cicho i niewidzialnie zajęli się wszystkimi swoimi ważnymi sprawami. Nad brzegiem jestem zatem zupełnie sam. Jestem tutaj dzisiaj pierwszym człowiekiem. Łabędzie podpływają. Tęsknią za ludźmi. A jezioro, skute lodem, obojętne, odpoczywa. Jest ciche i uspokojone. Woda pod lodem jest zimna, czysta, przezroczysta, niewidzialna. Przegniłe liście już opadły na dno. Ławice młodych okoni pobłyskują wśród nich. Wodna pustynia odsłania się łagodnie. Nikt jej już nie zdoła zmącić. Nadciągnęła zima. Zbliża się powoli wielka cisza. I nie ma na to rady. Krajobraz zastygł w bieli i czerni. Wszystko jest tak, jak być powinno.

Łodzie

Wszystko jednak psują łodzie. One ciągle są. Nie znikły. Leżą bezradnie na starannie zagrabionym piasku. Obsypane delikatnym śniegiem odsłaniają swe smukłe, wygładzone burty. Ktoś o nie dba. Możliwe, że niedługo ktoś je zabierze do hangarów, gdzie będą bezpiecznie zimować. Wszystko jest tutaj w należytym porządku.

Bez trudu widać łodzie zatopione pod lodem. Można je zobaczyć w jasne dni, gdy zmrożona tafla jeziora nie jest pokryta śniegiem. Są dyskretnie ukryte na dnie. Są bowiem refleksem złowionym przez mróz w zastygłej wodzie przemienionej w lód. To zwykle zielone lub czerwone światło odbite od zatopionych łodzi, uwięzionych pod lodem na płytkim dnie jeziora. To stamtąd wydobywa się dzięki słońcu czerwony lub zielony prześwit.

Coś jednak dramatycznego zaczyna się dziać, gdy dostrzeże się na brzegu najwyraźniej porzucone łodzie. Z daleka nie budzą jeszcze wielkiego niepokoju. Z bliska widać ukryty dramat. Łodzie są stare, zardzewiałe. Zmieniają powoli swoją tożsamość. Z przedmiotu posiadającego swą samoidentyfikację poprzez numer lub nawet imię – żeńskie – stają się procesem przemiany blachy i pokrywającej ją farby w kompozycję składającą się z zmarzniętego zielska i oszronionych jesiennych liści.

Porzucone łodzie eksponują estetyczną strukturę materii. Tworzą ją odpadające przez lata warstwy farby i rdzy. Wszystkiego dopełniły słońce, woda, wiatr, porosty. Teraz dopiero można podpatrywać wdzieranie się sił natury w głąb struktury materii, z której zbudowane są łodzie. Tutaj widać, że rzeczy są ciągłym procesem przemian. Uwagę musi przyciągać ciągła zmienność. Ten proces ma charakter estetyczny. Łodzie pozostawione same sobie i jeszcze niewywiezione na złom zmieniają się w obiekt estetyczny. Nikt ich już nie potrzebuje. Nie służą łowieniu ryb. Porzucone nad brzegiem jeziora zdają się żyć już inną strategią, własnym życiem i zrzucają powoli warstwy starych farb, zapadają się w zamarzłe błoto. Łodzie nieniepokojone stają się częścią przyrody. Wystarczy tylko nie ingerować w ten proces.

Ludzie

Obok tych łodzi czasem pojawiają się ślady ludzi. Na lodzie ktoś porzucił małe rybki. Są to rybacy widoczni w oddali na środku jeziora. Ludzie ci są abstrakcyjnymi plamami, ciemnymi punkcikami na tafli jeziora. Zwykle zgarbieni nad przeręblem. Trwają w znieruchomieniu. Są w jakimś dziwnym stanie oczekiwania. Wydaje się, że nic ich nie wytrąci z tego zlodowacenia. To oni byli lub może są właścicielami łodzi porzuconych w nadbrzeżnych chaszczach lub przycumowanych niechlujnie do brzegu. Zimą, gdy jest lód, to drepczą jeszcze przy nich. Coś oglądają. Dotykają. Jednak chyba już nie mają siły ani ochoty, by się nimi zajmować. To jest chyba trudniejsze niżeli łowienie na lodzie.

Zapomnienie

I tak właśnie zaczyna się prawdopodobnie zapominanie łodzi. Najlepiej, gdy są one całkowicie zapomniane. Zwykle wtedy mogą spokojnie trwać zarośnięte bujną roślinnością. Otoczone są zwykle olchami, pokrzywami. Powoli zmieniają się w złom. Stają się czyimś wspomnieniem. Zmieniają się w malarską kompozycję, martwą naturę. Idealny obiekt dla malarza czy fotografa. Jednak ten spokój bywa często naruszony. Wtedy takie łodzie stają się zwykle śmietnikami. Ktoś postanawia wykorzystać je do końca i wpada na pomysł, by zrobić z nich pojemnik, do którego można wrzucać butelki lub puszki. Inne łodzie beznadziejnie kolebią się u brzegu. Nikt nie chce ich zatopić. Już nikt ich nie chce. Są stare, brudne. Nikt nie chce ich nawet ukraść. Zima jest bezlitosna. Pokazuje je ludziom, zanim nie staną się złomem na wysypisku śmieci, żelazem na złomowisku. Bezradnie żegnają się z jeziorem. Są już niefunkcjonalne, popsute, porzucone. Ich właściciele już nie mają sił, by ich doglądać. Taki los. W mroźne dni widać, że są na swym ostatnim brzegu.

Marek Melnyk