Sąpłaty to wieś w gminie Dźwierzuty przy granicy Warmii i Mazur, po stronie mazurskiej. Warto tu odwiedzić Babską Izbę - jedyne w swoim rodzaju muzeum osobliwości i pamiątek regionalnych.
Babska Izba mieści się w budynku dawnej szkoły w Sąpłatach, który góruje nad wioską. W dole rozpościera się malownicze jezioro Sąpłaty, a nad nim zabudowania byłego ośrodka huty „Silesia”, dziś prywatnego.
Z Kurpi na Mazury
Współtwórczynią i opiekunką Babskiej Izby jest Zofia Kubicka. Przyjechała tu z Kurpi 40 lat temu.
Odnalazła tu ziomków z Kurpi, osiedleńców z Wileńszczyzny, centralnej Polski, Ukraińców z akcji „Wisła”, a także kilka rodzin rdzennych mazurów, którzy po wojnie nie wyjechali do Niemiec. W liczącym ponad 100 lat budynku szkolnym uczyło się wtedy 100 dzieci. Z czasem uczniów zaczęło ubywać. W 1997 roku szkołę zamknięto. Wcześniej, w 1976 roku, do Sąpłat przyjechała Maryna Okęcka-Bromkowa, olsztyńska dziennikarka radiowa, pisarka, zbieraczka folkloru Warmii i Mazur. Swój dom nazwała Marysinem.
Jak nie my, to kto?
— Wywodząca się z Wołynia Maryna, z którą się przyjaźniłam, była osobą bardzo kontaktową, ludzie wprost do niej lgnęli — wspomina pani Zofia. — Jeździła po wioskach, nagrywając opowieści i pieśni, które następnie wykorzystywała w swoich audycjach radiowych i książkach. Jej bogata taśmoteka trafiła do Muzeum Narodowego.
Maryna Okęcka-Bromkowa była osobą bardzo aktywną. Założyła w Sąpłatach zespół cymbalistów i wiejski teatrzyk. Interesowała się również zabytkowym sprzętem gospodarstwa domowego i sztuką ludową, gromadząc je w Marysinie. Któregoś dnia stwierdziła: nie można wszystkiego chomikować u siebie, niech inni też zobaczą. Jak nie my to ocalimy od zapomnienia, to kto? Tak 15 lat temu narodziła się Babska Izba (nazwa stąd, że panie spotykały się tam na pogawędki i imprezy), do której Maryna Okęcka-Bromkowa przekazała część zabytkowego wyposażenia. To zmobilizowało inne kobiety, które przejrzały różne zakamarki swoich domów i stodół, znajdując tam prawdziwe skarby.
Muzeum w dawnej szkole
Kiedy z budynku szkoły zniknęli ostatni uczniowie, powstał pomysł, aby przenieść tam muzeum. Z racji tego, że Zofia Kubicka mieszkała w szkole, to na nią spadł obowiązek społecznej opieki nad eksponatami. Kiedy Maryna Okęcka-Bromkowa zachorowała i zamieszkała w Domu "Kombatant" w Olsztynie, gdzie zmarła w 2003 roku, pani Zosia została osamotniona. Uważa jednak za swoją misję, żeby Babska Izba istniała dla potomności i żeby eksponatów przybywało. Zgromadzone w Babskiej Izbie przedmioty są świadectwem kultury mazurskiej tych ziem, wzbogacanej przez inne, napływowe.
Gotycka biblia i uszy dla konia
— Na przykład drewniana lodówka — pokazuje ją pani Zosia. — Lód do niej wyrąbywano zimą z jeziora, po czym układano go w kostkach w wykopanych w ziemi dołach i obkładano trocinami. Wszędzie używano też żelazek z duszą czy pralek na korbę.
Wzajemne przenikanie się kultur widać na przykładzie różnych eksponatów. Na przykład wianki adwentowe spotykano na Mazurach, po wojnie zaś zwyczaj umieszczania ich na drzwiach lub pod sufitem przejęła również ludność napływowa. Mazurzy z kolei zainteresowali się cymbałami, które trafiły tutaj z Wileńszczyzny. W Babskiej Izbie znajdziemy również urzędowe dokumenty i książki. Na przykład wydaną przez władze radzieckie metrykę urodzenia Alfreda Millera (potem wyjechał do Niemiec), zbiory pieśni dla Mazurów, czy też napisaną gotykiem Biblię z nazwiskiem jej właściciela E. Ludwikowskiego, z metryczką z 1931 roku. Jest też specjalny kącik poświęcony Marynie Okęckiej-Bromkowej.
Do najosobliwszych eksponatów należą płócienne uszy dla konia, też zdobyte "sposobem". A wśród drobiazgów te, które przekazała zachwycona bogatym wyposażeniem Babskiej Izby Małgorzata Kalicińska, autorka "Domu nad rozlewiskiem".
Eksponatów wciąż przybywa. To zasługa pani Zosi, która jeździ po wioskach, jarmarkach, kupując je, a czasem dostając za darmo. — Kiedyś usłyszałam, że w Małszewku jest zbędny zabytkowy fortepian. Właściciele nie żądali wiele, poszło trochę grosza z emerytury. Czasami ktoś mówi: Mam coś takiego, oddam za flaszkę wódki.
Liczydło, dziadek komputera
Wiele eksponatów to własność pani Zofii, niektóre pochodzą z jej domu rodzinnego, na przykład dziecięca kołyska, jedna z kilku w Babskiej Izbie. — To rajcuje szczególnie dzieci, które przyjeżdżają całymi klasami na szczególnego rodzaju lekcje historii i etnografii — mówi Zofia Kubicka. — Czasem one, wychowane na komputerach i Internecie, śmieją się, że ludzie, którzy tu żyli, użytkowali tak prymitywne przedmioty. A ja tłumaczę: gdyby nie wymyślono liczydła, nie byłoby potem komputerów! I wtedy poważnieją.
Władysław Katarzyński
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez
yaro #775404 | 88.156.*.* 11 sie 2012 12:21
Ale szpadel, wszystko opada.
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) ! odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)