Jadąc z Mrągowa do Mikołajek warto zajechać do wsi Zełwągi, nazywanej kolebką polskich mormonów.
Na początku lat dwudziestych ubiegłego stulecia mieszkaniec wsi Zełwągi Fritz Fisher wyjechał do Berlina, gdzie został kupcem. Tam zbliżył się do misjonarzy mormońskich i przyjął ich wiarę. W 1922 roku powrócił do rodzinnej wsi, po czym zaczął w niej szerzyć mormonizm.
Nową wiarę przyjęła niemal cała wieś. Mormoni pobudowali w Zełwągach kaplicę i plebanię, w której uczyli religii i śpiewu miejscowe dzieciaki. Żyli zgodnie z regułą wiary nie pili alkoholu, kawy, herbaty, nie palili papierosów. Nowych wyznawców chrzcili w miejscowym jeziorze Inulec.
Druga wojna światowa odcisnęła się krwawym piętnem i na miejscowych mormonach, których wkraczający Rosjanie uważali za Niemców. Kilku rozstrzelali, wielu innych, zrażonych potem do ludowej władzy, wyjechało na Zachód. Kościół mormoński istniał do 1972 roku, kiedy to ostatni pastor mormonów Erich Konietz wyjechał do Niemiec.
Najwięcej o mormonach może opowiedzieć miejscowy rzeźbiarz Zdzisław Grunwald, który chodził do szkoły z ich dziećmi. Zafascynowany mormonami, zaczął tworzyć przy domu muzeum mormońskie. Trafiła tam m.in. fisharmonia ze szkółki mormońskiej, publikacje o mormonach i ich śpiewniki.
Niestety, Grunwald nie dostał wsparcia od władz i muzeum nie ma oficjalnego charakteru, jedynie prywatny. Właściciel zna współczesnych mormonów osobiście — do czasu przyjeżdżają oni do wsi i przeprowadzają w jeziorze ceremonię chrztu. Zwiedzają kościół, obecnie rzymskokatolicki (po mormonach pozostał jedynie obraz Jezusa) i cmentarz, gdzie spoczywają ich współwyznawcy. Kilka lat temu przeprowadzili akcję dobroczynną, podczas której przekazali miejscowym dzieciom dary. Obecnie w Polsce żyje około 700 mormonów, w tym kilka rodzin na Mazurach.
— Z mormonami w Zełwągach związana jest pewna legenda — opowiada Grunwald. — A zaczyna się od tego, że ich prorok Joseph Smith doznał objawienia. Któregoś dnia przyśnił mu się anioł, który przekazał mu złote tablice z zasadami wiary. Te tablice były rzekomo przekazywane z pokolenia na pokolenie, aż wreszcie przed wybuchem wojny znalazły się w Zełwągach. Kiedy wkroczyli tu Rosjanie, pastor mormonów zatopił tablice w jeziorze Inulec. Można je zobaczyć leżące na dnie, kiedy noc jest bezchmurna. A może to tylko odbija się w tafli jeziora księżyc?
Władysław Katarzyński
warto zobaczyć w Mikołajkach i okolicy. Kliknij tutaj
Władysław Katarzyński
warto zobaczyć w Mikołajkach i okolicy. Kliknij tutaj
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez
mania #48656 | 178.56.*.* 5 wrz 2010 15:49
20 lat mieszkałam w Zełwągach.Pamiętam śluby w kaplicy mormonów,pamiętam chrzty w jeziorze Inulec,ale legendy o tablicach nie znałam.Cieszę się,że ją poznałam
Ocena komentarza: warty uwagi (1) ! odpowiedz na ten komentarz