Grunwald po sezonie

2010-09-13 08:00:00 (ost. akt: 2010-09-13 12:08:39)
Grunwald po sezonie

Foldery dają, ale po litewsku. Do muzeum trudno trafić, bo nie ma tablic informacyjnych. Piękne toalety zamykają już o 18. A na ławeczkach nie odpoczniesz, bo ich nie ma. Jakie to miejsce? Grunwald po sezonie.

— Po polsku nie ma, ale mogę dać po litewsku, zostało nam trochę z obchodów 600-lecia — pani Monika z biura informacji na Polach Grunwaldzkich sięga do szuflady. — Jak znalazł — dodaje. — Bo coraz więcej Litwinów przyjeżdża na Grunwald. Może już nawet więcej niż Niemców. Wprawdzie z litewskiego znam tylko słowo Żargilis (Grunwald), ale co tam. Biorę, bo wszyscy biorą. Starszy pan obok też sięga po folder. Dziękuje. W jego głosie słychać wyraźnie gwarę góralską.

— Bo ja góral z Nowego Targu — śmieje się Jerzy Wcisło, emeryt i kurator sądowy. — Z dziećmi ze szkoły objeżdżamy wasze zamki krzyżackie. Pięknie tu. Czuć w powietrzu historię. Dlaczego przyjechali po sezonie? — Bo taniej — mówi góral. — My górale liczymy dutki. Był już w Grunwaldzie. Prawie pół wieku temu. Służył wtedy w wojsku. Coś się zmieniło od tamtego pobytu? — Poza pomnikiem wszystko. To inna twarz Grunwaldu — podkreśla. — I widać, że wy też zaczynacie zarabiać dutki. Budujecie przemysł turystyczny.

Ciężko tu trafić
Ten jeden bar, sklepik z pamiątkami i kilka szpetnych budek z drewnianymi mieczykami, chińskimi rycerzykami z ołowiu, nazywa przemysłem? — Spokojnie — studzi. — W Zakopanem też nie od razu były tłumy. Trzeba odkryć Grunwald dla ludzi. Wabić turystę a jak już przyjedzie, to będą dutki. Ale zacznijcie od tablic, znaków, bo ciężko tu trafić — radzi góral.

Dojechać może i ciężko, bo rzeczywiście przy „siódemce”, głównej drodze regionu reklamy Grunwaldu, co kot napłakał. Wprawdzie przy skręcie z „siódemki” na drogę do Stębarka stoi głaz z dwoma mieczami, ale to cała promocja. Niejeden przydrożny bar z frytkami ma więcej billboardów niż legenda średniowiecza, wielki, mityczny Grunwald. Ale za to na polach jest monitoring? — 16 kamer, pracują na okrągło — pokazuje kolorowe monitory pan Stanisław, ochroniarz, który jak pani Monika też ma swoje biuro w pawilonie recepcyjnym.

W tym samym budynku są jeszcze bar i toalety. — Bezpłatne — podkreśla pani Stanisława, sprzątaczka. — Do muzeum człowiek może nie pójść, ale do toalety musi.

Tylko dlaczego toalety czynne są 10 do 18? — Chyba dlatego, że muzeum też jest czynne od 10 do 18 — szuka dobrej odpowiedzi pani Stanisława. Ale, jak mówią pracownicy muzeum, w kukurydzę tu nikt nikogo nie wygania. Honoru Grunwaldu broni pan Stanisław. Ma bowiem niepisane prawo do otwierania toalet. — Dziś to już o 6.30 otworzyłem, bo przyjechał pierwszy autobus z turystami — podkreśla.

Może coś utarguję
Jednak latem to były ich tysiące dziennie, teraz to już tylko setki. — Zawsze im bliżej jesieni tym mniej turystów — ubolewa Marian Cieszewski, który od szesnastu lat prowadzi bar na Polach Grunwaldzkich. — Miesiąc, może dwa i będzie po sezonie. Kilkadziesiąt metrów od pawilonu, niedaleko parkingu dla autobusów przycupnęli w swoich budkach handlarze z pamiątkami. — Rzucają nas a to tu, a to tam — żali się kobieta ze straganu. — Nikt nam nie mówi, co będzie w przyszłym roku. Mamy tylko nadzieję, że dalej będziemy mogli handlować.

— Ale chwileczkę — przerywa. — Może coś utarguję, bo idzie wycieczka. Jednak handelek nie idzie. Tylko dwie dziewczyny kupują jakiś drobiazgi. — Latem jest lepiej, a teraz to człowiek stoi, bo stoi — narzeka. — Jeszcze kilka tygodni i trzeba będzie czekać nowego sezonu. Mówi, że turyści są jak dzieci we mgle. Wracają ze wzgórza pomnikowego i dopiero z pocztówek, które można kupić na straganie, dowiadują się, że pod wzgórzem jest muzeum. Błądzą, bo nie ma żadnych tabliczek informacyjnych. Na całych Polach Grunwaldzkich, na kilku hektarach nie ma ani jednej ławki. — No tak — przyznaje pani Monika. — Ale tablice i ławki będą. Są zamówione.

W amfiteatrze hula wiatr
To co jest w Grunwaldzie? Przecież samorząd województwa wydał aż trzydzieści milionów złotych na zagospodarowanie pól na jubileusz 600-lecia. — Co jest? Historia — pokazuje ręką na łąki wkoło Marianna Bilińska z Serocka. Razem z siostrą i szwagrem po raz pierwszy są na polach. — Tylko trzeba użyć trochę wyobraźni. Może nawet wielkiej, żeby wyobrazić sobie, tak jak władze regionu, te pół miliona turystów, którzy co roku będą odwiedzać Pola Grunwaldzkie. Bo dziś jest ich grubo, grubo mniej, ze dwa razy mniej. A po „titanicu”, jak miejscowi ze względu na kształt tonącego statku, nazwali nowy pawilon socjalny na polu namiotowym, hula wiatr. Są pustki. Tak jak nikt nie gra i nie tańczy obok w amfiteatrze wzniesionym specjalnie na 600-lecie grunwaldzkiej chwały.

Andrzej Mielnicki
a.mielnicki@gazetaolsztynska.pl

Czekamy na Wasze zdjęcia i opisy pięknych zakątków regionu, kliknij tutaj, aby dodać swój artykuł lub skontaktuj się z nami pod adresem redakcja@mojemazury.pl.
Zobacz w naszej bazie

Przewodnik lokalny

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

Polecamy