O żyjących niegdyś na terenie dzisiejszych Warmii i Mazur plemionach świadczą dzisiaj garby kurhanów oraz grodziska porośnięte trawą albo lasem. Nazwa Galindia miała oznaczać krainę na końcu świata, „Wildnis" czyli pustkowie.
Na temat dawnych plemion zamieszkujących dzisiejszą północno-wschodnią Polskę pisał już Tacyt w dziele Germania z ok. 98 roku n. e. W VI i VII wieku wykształciły się trzy zasadnicze zespoły związków plemiennych Jaćwingów, Estów oraz zespół Galindów. Osadnictwo plemienne Galindów zlokalizowano na Pojezierzu Mrągowskim, nad jeziorem Śniardwy oraz wokół jeziora Mamry.
Zostały kurhany
Plemiona zwalczały się wzajemnie. Aby bronić się przed najazdami w trudno dostępnych miejscach budowano strażnice, wartownie i zamki. Tzw. lauksy Galindów napotkamy na przesmykach między jeziorami, na półwyspach, wśród wysokich wzgórz w otoczeniu bagien i lasów. Galindowie zajmowali się głównie rybołóstwem, łowiectwem, zbieractwem i handlem (tędy biegła jedna z odnóg „bursztynowego szlaku"). Nazwa Galindia miała oznaczać krainę na końcu świata „Wildnis" czyli pustkowie. Galindowie czcili trzy bóstwa: Potrimpusa (najwyższego boga ziemi i nieba), Perkunasa (boga wojny i burzy) oraz Patollusa (boga śmierci), któremu składali krwawe ofiary. O żyjących niegdyś plemionach świadczą dzisiaj garby kurhanów oraz grodziska porośnięte trawą albo lasem.
Wyprawa do Zamku Galindów
Kilkanaście kilometrów od Giżycka znajduje się niewielka miejscowość Jeziorko- Preusseburg (Pruski Zamek). Ta nazwa jest jak najbardziej odpowiednia do tego miejsca. Znajdować się tu miało tajemnicze grodzisko Galindów. Niezaspokojona ciekawość zmusiła mnie do odnalezienia tego osławionego monumentalnego ziemnego wzgórza. Samochodowa wyprawa z dreszczykiem odbyła się w listopadzie tamtego roku. Pogoda była taka, jaka bywa w listopadzie. Pochmurne niebo straszyło deszczem, ale czasem zza chmur przemycały się promienie słońca. Był przenikliwy ziąb. Około południa wyruszyłam z Mrągowa drogą nr 59 w kierunku Giżycka. W Trosie zjechałam na drogę z kierunkowskazem Jeziorko. Zjazd z „asfaltówki” na kamienistą, wyboistą drogę od razu dał się odczuć. Minęłam kilka wiejskich gospodarstw, dalej pola uprawne przygotowane do zimy, rozległe łąki i mokradła. Droga meandrowała niczym rzeka. W malowniczym nostalgicznym pejzażu dominowały wyłysiałe drzewa, tylko gdzie niegdzie na tle zielonych sosen i świerków złociły się modrzewie. Wkrótce pojawiły się pierwsze zabudowania Jeziorka. Nigdzie przystanku autobusu ani torów kolejowych. Od mieszkańców jednego z domów dowiedziałam się, że samochodem do pruskiego zamku nie dojadę, trzeba iść pieszo między wzgórzami. Zaczęłam już marznąć, a zamku ani widu. Postanowiłam wejść na spore wzniesienie, żeby zobaczyć okolicę. W tym momencie zza chmury, jak na zamówienie wyszło słońce, a moim oczom ukazał się niesamowity widok. Monumentalne wzgórze nagle wyrosło z ziemi. Ogromne grodzisko, które przez około 400 lat w początkach naszej ery zamieszkane było przez Galindów. Ulokowane zostało na wysokim naturalnym wzniesieniu, którego stoki sięgają 25 m wysokości (tzw. Góra Zamkowa). Na szczycie wzniesienia widoczny jest wał kamienno-ziemny otaczający majdan o wymiarach 70m x 40m. Od strony wschodniej wał jest obniżony, bo tu znajdował się wjazd do grodziska, będącego siedzibą władcy. Wokół grodziska położone było plemienne osiedle. Na lotniczych zdjęciach widać w ziemi przebarwienia, w których stały zabudowania. Grodzisko było użytkowane w epoce żelaza oraz w okresie wczesnego średniowiecza do XII może XIII w.
W drodze powrotnej na przydrożnych kamieniach zauważyłam porosty, wśród których na szczególną uwagę zasłużyła śliczna żełuczka zmienna (Xanthoparmelia somloensis) z czerwono-fioletowymi owocnikami. Po ziemi chodziły powoli zmarznięte żuki gnojowe.
Współczesna Galindia
Latem tego roku wybrałam się do Galindii nad jeziorem Bełdany. To nietypowy prywatny ośrodek wypoczynkowy nazywany też Mazurskim Edenem. Do Galindii prowadzą ozdobione drewnianymi rzeźbami dwa wejścia, jedno od strony lądu, drugie od jeziora. Znakiem rozpoznawczym Galindii są drzewa zwrócone korzeniami do góry. Ośrodek składa się z hotelu, restauracji, kawiarni, sali telewizyjnej i grot oraz pieczar (termy, lochy demonów, studnie głodowe itp.). Personel ubrany jest w skóry zwierząt i średniowieczne stroje. Przy recepcji w abażurach lamp mają swoje gniazda jaskółki dymówki. Ośrodek jest ozdobiony mnóstwem drewnianych i kamiennych rzeźb, przedstawiających pogańskich bożków i nawiązujących do wierzeń i zwyczajów Galindów. Rzeźby wykonują artyści w czasie organizowanych tu plenerów. Kilka razy w roku właściciel obiektu, psychoterapeuta Cezary Kubacki wciela się we władcę Galindów Izegusa II. W Edenie odtwarzane są wówczas rytualne obrzędy Galindów. Goście są współuczestnikami inscenizacji, przebranymi w stroje nawiązujące do wczesnego średniowiecza. Biegają z włóczniami po lesie i napadają na turystów jadących do hotelu, szukają bursztynu, pływając średniowieczną łodzią, uczestniczą w obrzędzie palenia na stosie i rytualnym tańcu przy ognisku. Izegus II przyjmuje do plemienia tych, którzy czują w sobie galindowego ducha i pomyślnie przeszli „chrzest bojowy”. Ci którym się nie udało, przyjadą tu ponownie, bo jak mawia wódz plemienia, być Galindem to honor i sposób na życie w naszym zbyt rozpędzonym świecie....
Maria Olszowska
Autorka jest emerytowaną nauczycielką biologii. Pochodzi z Krakowa, od trzydziestu lat mieszka w Mrągowie. Wciąż odkrywa piękno Mazur i chciałaby zachęcić innych do poznawania cudów tej krainy
Autorka jest emerytowaną nauczycielką biologii. Pochodzi z Krakowa, od trzydziestu lat mieszka w Mrągowie. Wciąż odkrywa piękno Mazur i chciałaby zachęcić innych do poznawania cudów tej krainy
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez
Prus #1512723 | 164.126.*.* 19 paź 2014 10:05
Dziekuje za artykul. Choc za duzo czasu przeszlego,to milo, ze sie Pani podoba nasza historia. Troche bola stwierdzenia w stylu "poganscy bozkowie". To wciaz zywa wiara kultywowana glownie na Litwie i nazywa sie Romuva. To sa nasi Bogowie od tysiecy lat zyjacy tu na naszych pruskich ziemiach. Acz wiem,ze dla naplywowych Polakow wierzacych w bogow ludow z bliskiego wschodu,jest to temat nieistotny i omijany szerokim lukiem. My Prusowie mamy sie calkiem niezle i skupiamy sie w welu organizacjach. Hotel w Galindii jest fajna inicjatywa,ale skupia sie na przeszlosci. Obecnie skupiamy sie na problemie uznania nas za mniejszosc etniczna, redagowaniem podrecznikow do nauki jezyka jak i historii. Ale nie bede tu zanudzac. Po prostu dziekuje za kolejny fajny artykul w interesujacym mne temacie. A jak kogos interesuje jak sobie radzimy tu obecnie, to zapraszam na nasze strony i fora.
Ocena komentarza: warty uwagi (1) ! odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)