Dawny Allmoyen, czyli obecny Jełmuń położony jest nad jeziorem Jełmuń, niedaleko Sorkwit. Dwór mieści się na wzniesieniu, posiada park łagodnie schodzący ku brzegom. Zachowane zostało szerokie otwarcie na jezioro.
Klasycystyczny dwór pochodzi z pierwszej połowy XIX wieku. Od 1795 roku majątek należał do rodziny von Woisky. W roku 1928 przeszedł w posiadanie rodziny Zuhlke. Dwór pozostawał ich własnością aż do grudnia 1944 roku, kiedy to właściciele musieli uciekać.
Jak przed wojną
W 1945 r. posiadłość przejęło państwo, we dworze urządzono mieszkania dla pracowników PGR-u. Potem dwór stał nieużytkowany i właśnie ten okres odbił się na jego stanie najbardziej. W 2000 roku p. Barbara Trzeciak kupiła dwór wraz z kilkoma hektarami zdziczałego parku i rozpoczęła remont. Z czasem dokupiła terenu do prawie 50 hektarów. Dwór jest w stanie rozkwitu. Pani Barbara Trzeciak odnowiła obiekt z największą dbałością o to, by wyglądało jak dawniej. Udało się to do tego stopnia, że kiedy wnuczka przedwojennych właścicieli – pani Traudl Weber - odwiedziła dwór stwierdziła, że w wielu szczegółach odpowiada obrazowi, jaki zapamiętała z czasów pobytu u dziadków. Mówiła, że biurko jej babci stoi w tym samym miejscu, w którym stało dawniej. Tak, jakby duch dawnych właścicieli sprzyjał obecnej. Zresztą pani Barbara cały czas czuje, że są oni dobrymi duchami dworu, a bezpośrednią ich obecność odczuła 2 razy - pierwszy raz, gdy będąc we dworze zdecydowała o jego kupnie, drugi raz gdy nawałnica oszczędziła dwór i gospodarstwo, a powaliła drzewa. Pani Barbara opłakiwała piękne stare drzewa pamiętające historię tego miejsca, ale doszła do wniosku, że był to znak, aby zająć się parkiem. Tak też zrobiła.
Właścicielka hoduje owce. Jest pasjonatką hodowli i również o niej mogłaby opowiadać godzinami. Rasa z Jełmunia jest unikalna. Wytrzymała na mróz, nawet zimą chętniej przebywa na śniegu niż w stodole. W końcu to owce stąd, z tej krainy, przyzwyczajone do jej klimatu.
Życie codzienne we dworze
Życie codzienne wyglądało zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażamy. Nie składało się jedynie z zabaw, z samych przyjemności i lenistwa. To były dni powszednie, pełne domowej krzątaniny, to były też dni wypełnione pracą na przydworskim gospodarstwie. Bo dwór to nie tylko sam budynek, ale i ziemia. Jak interesująca jest ta zwykła codzienność. Piękna i pracowita. Taka niby zwyczajność, a jednak kryje się w niej ceremonia codziennych czynności.
Wyposażenie dworów XIX-wiecznych nie było bogate. Mało tam było srebra czy złota, a bardzo dużo ozdób z cyny. Sprzęty nigdy nie były utrzymane w jednym stylu, a wręcz były pokoleniowe, znoszone ze strychu i odkurzane po babci, prababci... Ale jaki miały urok, jakie wspomnienia i historię można było opowiadać o każdym sprzęcie. Ten urok widać w Jełmuniu. Na ścianach wisza zdjęcia dawnych właścicieli, mapy Prus Wschodnich... Wspomnienia zostały zachowane.
Dom, nie pałac
Dwór nie był magnackim pałacem, bogato, modnie i sztywno urządzonym. Ale był rodzinny, pełen gości i krewnych, z bogatą w zapasy piwniczką. I ten w Jełmuniu nadal taki jest. Pani Barbara podkreśla, że posiłki nierzadko trwaja po kilka godzin, bo czas tak szybko upływa przy rozmowie. Wyroby podawane w Jełmuniu są swojskie, domowe, dokładnie tak jak to dawniej bywało we dworze, gdzie wszystko musiało być "własne", bo żywa gotówka należała do rzadkości. Potrawy są tradycyjne, regionalne. Wszystkie składniki do sporządzania potraw pochodzą z własnego ogrodu i od gospodarza. Chleb, masło, wędliny, sery oraz przetwory wyrabiane są na miejscu według starych, sprawdzonych receptur. Dworska piwnica pełna jest przetworów, marynat, konfitur, suszonych owoców i grzybów oraz wyśmienitych miodów i nalewek.
Pani Barbara wita gości, parzy im kawę, częstuje domowymi wypiekami, zagaduje, dolewa kawy, żegna machając z dworu tak długo, póki goście nie znikną za zakrętem.
Na parapetach stoją słoje z sokami, lampy naftowe, książki. Na stolikach na gości czekają kawa, herbata i wypieki. Każdy znajdzie tam miejsce do odpoczynku. Jest dworsko, ale tak po domowemu. Chce się przysiąść przy jednym z uroczych stolików, zasmakować łakoci słuchając opowieści gospodyni, wyjrzeć za okno na urzekający krajobraz!
Wnętrza co bogactwem w oczy nie kłują
We dworze zachowano dawny, dwutraktowy układ pomieszczeń. Wchodzi się do sieni, w której zwraca uwagę 3-metrowy, piękny XIX-wieczny piec kaflowy zdobiony scenką rodzajowa. Jak taki piec grzeje! Niebywałe. Takich kaflowych pieców we dworze jest kilka. W sieni na ogromnej posażnej skrzyni leżą zdjęcia dworu sprzed nastania obecnej właścicielki. Przedstawiają odrapany, niszczejący, pusty budynek.
Dowiadujemy się od właścicielki, że wyposażenie salonu (meble, tkaniny, lampy, porcelana) utrzymane są w secesji. Nie ma złota, srebra, są za to urokliwe przedmioty z cyny pochodzące ze znanej, niemieckiej manufaktury z przełomu wieków – Kaiser & Sohn. W salonie jest też ogromny gobelin przedstawiający kwiaty polne. Wcześniej był ozdobą polskiego dworu na Kresach.
Jest też kameralny salonik z wyjściem na taras i park. Pokoje dla gości znajdują się na piętrze. Jest ich zaledwie pięć, co podkreśla kameralność miejsca. Są również wspaniale odnowione piwnice, a w nich bar, winiarnia, bilard. Jaki klimat ma to miejsce! Wyobraźcie sobie łukowe sklepienia z cegły, kamienny mur, małe okna "lunety", ceglaną posadzkę. A we wnętrzu piwnic ciężkie ławy i stoły oraz mazurskie drobiazgi. I kuchnia - usytuowana właśnie w piwnicy, bo i dawniej tam się znajdowała. Jest klimat!
Kuchnia i biblioteka
Druga kuchnia znajduje się na parterze, jest to kuchnia, jak nazywa ją pani domu "na szybko". To tam pani Barbara parzy kawę swoim gościom.
I oczywiście biblioteka - bogaty księgozbiór. Czego w niej nie ma? Przykuwają uwagę tytuły: "W kręgu światła lampy naftowej", dzieła Ernsta Wiecherta w oryginale, "Ogród przy dworze wiejskim", "Pałace i dwory Prus Wschodnich", "O ziemiańskim świętowaniu", "Jełmuń. Dwór nad jeziorem", "Wierzenia mazurskie", dzieła Maxa Toeppena, wydawnictwa Borussi... Ogromne zbiory. Do tego stare zdjęcia, szkicowniki i inne osobiste pamiątki po Stanisławie Filibercie Fleury, wileńskim fotografiku przełomu wieków.
Lipowe Wzgórze
Na wzniesieniu w otoczeniu starych lip, w pobliżu dworu znajduje się rodowy cmentarzyk dawnych właścicieli. Prowadzi do niego lipowa aleja. Na nagrobkach odczytać można nazwiska von Woisky, Zuhlke.
Stare mazurskie aleje drzewne, drewniane chałupy, zabytkowe ewangelickie cmentarze, czy właśnie pałace i dwory, to ginące elementy krajobrazu Warmii i Mazur. Pani Barbara Trzeciak ocaliła jeden z nich.
Beata Gida
Materiał pozyskaliśmy dzięki współpracy ze stroną www.it.mragowo.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez