Krutynia: nasz człowiek na szlaku wśród setek turystów

2015-06-15 10:45:57 (ost. akt: 2015-06-15 11:14:59)
Na Krutyni już ruch

Na Krutyni już ruch

Autor zdjęcia: Andrzej Grabowski

Wstyd się przyznać, ale taka jest prawda: nad Krutynię jechałem po raz pierwszy w życiu. Wstyd, bo mam nad tę rzekę tylko około 70 kilometrów od domu.

jeździłem już samochodem w dłuższe trasy tylko po to, aby tylko przez kilka minut gdzieś być, zobaczyć, sfotografować i wrócić. Chwila na Krutyni trwała 5 godzin. Tyle wraz ze znajomymi i żoną potrzebowaliśmy, aby w spacerowym tempie, z biegiem rzeki, z kilkoma przystankami w zatoczkach, pokonać około 15 kilometrową trasę z Rezerwatu Przyrody Krutynia im. Melchiora Wańkowicza nad jeziorem Krutyńskim (na północ od miejscowości Krutyń) do Ukty.

Kajaki wypożyczamy bez problemu. Są jedno, dwu i trzyosobowe. W wersjach szybszych i stabilniejszych. Właściciel firmy oferującej je pyta o ten wybór. Bierzemy stabilniejsze. W cenie (40 złotych za "dwójkę") jest parkowanie samochodu, dowóz do rezerwatu na start spływu i powrót busem z Ukty do Krutyni. Szef wypożyczalni tłumaczy, jak nie zabłądzić (nie da się), opowiada o punktach orientacyjnych (mosty, gastronomia), poleca niektóre oferowane po drodze przysmaki. Można kupić przewodnik, albo... wykonać zdjęcia mapek w nim zawartych. Na wszelki wypadek.

Rzeka zachwyca swoim urokiem. Brzegi porastają trzciny i tataraki, wśród których swoje gniazda mają setki kaczek, pary łabędzi. Ptaki nie boją się ludzi i kajaków. Podpływają bardzo blisko. Czasem tylko wzlatują, by uniknąć kolizji. Nie wzlatuje samiec łabędzia, który swoją siłę demonstruje płynąc jak okręt wojenny w naszą stronę. Broni swej rodziny. Gdy upewnia się, że nie mamy zamiarów haniebnych, towarzyszy nam jeszcze kilkadziesiąt metrów i spokojnie zawraca do żony i dzieci.

Nurt jest spokojny a woda płytka. Czasem tak, że dno kajaka szoruje po konarach odłamanych z nadbrzeżnych drzew. Zawsze jest jednak szansa na ich ominięcie, a jeśli już utkniemy na takiej mieliźnie wystarczy mocniej odepchnąć się wiosłem lub wyjść z kajaka do ciepłej już wody i wypchnąć go za przeszkodę. Woda jest głębsza bliżej Ukty. Im głębiej, tym więcej w szuwarach rozkwitających właśnie białych lilii wodnych. Żółte grążele towarzyszą nam na całym odcinku. Na całej trasie towarzyszą nam też setki granatowych ważek. To świtezianki błyszczące. Przysiadają na wiosłach, gdy pozwalamy kajakowi dryfować. Widzieliśmy lądującą czaplę białą. Zanim jednak wydobyłem aparat z bezpiecznego miejsca już poleciała dalej. Widzieliśmy dziesiątki innych ptaków, których nazw gatunkowych nie znam, a w trosce o sprzęt fotograficzny i ramiona mojej żony nie mogłem wciąż oglądać świata przez wizjer. Miałem przecież obowiązek wiosłować.

Na trasie jest jedna tzw. przenoska. W pobliżu starego, zabytkowego młyna górującego czerwono-ceglanymi murami nad rzeką. Kajak chętnie, za drobną opłatą, przewiozą nam miejscowi, dysponujący specjalnymi wózkami. Ich moce przerobowe nie wystarczyły na przewiezienie wszystkich kajaków, bo do "przenoski" dopłynęliśmy wraz z setką innych. Nie mogliśmy więc im dać zarobić i nasze łódki przenieśliśmy sami, co nie było nazbyt męczące.

Setki kajaków na wodzie czasem zmuszają do intensywnego wiosłowania, albo odpuszczenia sobie, żeby popłynęły dalej. Nie da się raczej uniknąć drobnych kolizji. Nikt jednak nie ma o to pretensji. Turyści witają się żeglarskim "ahoj", pomagają niewprawnym kajakarzom, którzy nie mogą skoordynować ruchów wioseł. Uśmiechu z naszych twarzy nie zmyła nawet 10-minutowa ulewa, jaka zaskoczyła nas na wodzie. Gdy wróciliśmy do wypożyczalni jej szef mówił, że to atrakcja gratis. Okazało się, że nikt nie telefonował do niego, aby zabrał kajaki i przemoczonych kajakarzy wcześniej. Bo i tak można jeśli z jakichś przyczyn zrezygnujemy z pokonywania całej trasy.

Przy brzegach jest mnóstwo miejsc, gdzie można się zatrzymać i zjeść własne kanapki, albo kupić miejscowe potrawy. Są pensjonaty, zajazdy, pola namiotowe, kempingi. Czasem tylko już przy brzegu straszą napisy "teren prywatny - wstęp zabroniony". Niestety wśród kajakarzy są też tacy, którzy raczą się piwem. To jednak rzadki widok. Woleliśmy przyglądać się rzece, ptakom, owadom, kwiatom i rozmawiać z tymi, z którymi się zderzaliśmy.
Na pewno wrócimy tam już wkrótce.
Andrzej Grabowski

Na mapie oznaczyliśy początek i koniec trasy.




Czekamy na Wasze zdjęcia i opisy pięknych zakątków regionu, kliknij tutaj, aby dodać swój artykuł lub skontaktuj się z nami pod adresem redakcja@mojemazury.pl.
Zobacz w naszej bazie
  • Szlak Krutyni

  • Krutyńskie

    Jezioro Krutyńskie

    Płytki zbiornik o rozwiniętej linii brzegowej, leżący na kajakowym szlaku Krutyni, połączony od zachodu z Jeziorem Mokrym;...

Przewodniki lokalne

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

Polecamy