Zbigniew Daszkiewicz z Olsztynka tropi mazurskie i warmińskie ślady przeszłości. Kiedy tylko znajdzie wolną chwilę, wyprawia się w teren. Zgromadził już ponad tysiąc eksponatów.
— Któregoś dnia w budynku starej, nieczynnej szkoły, do której zaprowadził mnie były nauczyciel, znalazłem mazurski kancjonał Wasiańskiego, zbiór 904 pieśni w języku polskim oraz stos przedwojennych fotografii — wspomina Zbigniew Daszkiewicz. — Dołączyłem to wszystko do swoich eksponatów w nadziei, że może kiedyś ktoś z potomków rodzin ze zdjęć się odezwie, a wtedy mu je przekażę.
Pan Zbyszek, z zawodu stolarz artystyczny, pochodzi z Ostródy. Tam nauczył się rzeźbić, miał nawet kilka wystaw indywidualnych. Po latach zdobył uprawnienia rzeźbiarskie. Do Olsztynka przyjechał w 1970 roku, a zdobyte umiejętności okazały się wystarczającą rekomendacją do powierzenia mu stanowiska kierownika domu kultury. Jeden z kącików przeznaczył na miejsce dla harcerzy.
— Byli wśród nich tacy, co pochodzili z mazurskich i warmińskich rodzin, bo gmina Olsztynek, choć położona głównie na Mazurach, obejmuje też cząstkę Warmii, na przykład wieś Ząbie. — wyjaśnia. — Kiedyś zrobiłem im pogadankę historyczną, po czym któryś z chłopaków mówi: mamy w domu stary kołowrotek, przedwojenny obraz, fotografię pradziadka. Czy mogę je pokazać? Obejrzeli to wszystko z uwagą, potem przeszukali strychy, piwnice. Zarażeni zbieractwem, wypożyczyli w bibliotece historyczne książki.
— Byli wśród nich tacy, co pochodzili z mazurskich i warmińskich rodzin, bo gmina Olsztynek, choć położona głównie na Mazurach, obejmuje też cząstkę Warmii, na przykład wieś Ząbie. — wyjaśnia. — Kiedyś zrobiłem im pogadankę historyczną, po czym któryś z chłopaków mówi: mamy w domu stary kołowrotek, przedwojenny obraz, fotografię pradziadka. Czy mogę je pokazać? Obejrzeli to wszystko z uwagą, potem przeszukali strychy, piwnice. Zarażeni zbieractwem, wypożyczyli w bibliotece historyczne książki.
Tak zaczęła się przygoda tutejszych harcerzy z lokalną historią, co poskutkowało rowerowymi wyprawami w teren pod kierunkiem pana Zbyszka, penetrowaniem opuszczonych gospodarstw w poszukiwaniu zabytkowych przedmiotów i fotografii. Kiedyś sam dotarł do Orzechowa, którego mieszkańcy otrzymali w przyspieszonym tempie paszporty na wyjazd do Niemiec. Chodziło o pozyskanie terenów pod budowę Imperium Łańskiego, czyli partyjno-rządowego ośrodka dla dygnitarzy.
— Z Orzechowa zapamiętałem coś, co mnie zaskoczyło, a co na wsi było unikatem. Była to niewielka ręczna pompa, służąca do pompowania wody do kąpieli — wspomina. — A oto mapa wsi z czasów, kiedy była jeszcze zaludniona — pokazuje. — Tu mieszkali Biessowie, tam Hanowscy, Kozlowski, Krause, Masłowski, Cimnik. Po ich domach, chociaż Orzechowa ostatecznie nie objęto terenem rządowego ośrodka wypoczynkowego, nie ma już śladu. Domy porozbierało wojsko. Niekiedy ci, którzy wyjeżdżali, sami przekazywali wojskowym eksponaty, które były im niepotrzebne w nowym miejscu życia. Niektóre z takich eksponatów trafiły po latach na wystawę w domu kultury, którą pan Zbyszek zorganizował z harcerzami. Nazwał tę część, oczywiście nieoficjalnie, "kolekcją łańską".
— Większość eksponatów to fotografie rodzinne — opowiada pan Zbyszek. — Ale były i takie, jak zdjęcia z życia wsi, żniwa, zabawy.
Kiedyś znalazł butelki z napisem Hohenstein (Olsztynek). Pochodziły z przedwojennej firmy Hugo Dudka, który handlował napojami. Innym razem natrafił na zdjęcia rodzinne Emila Podola. — Gość handlował węglem i. . . porcelaną — śmieje się pan Zbyszek. — W latach osiemdziesiątych odwiedziły mnie dzieci tego pana, brat i siostra, którzy skądś usłyszeli, że mam te pamiątki. Oddałem je z przyjemnością. Tak jak należące do rodzin Behmów i Lindnau, którzy mieszkali w pobliżu lotniska w Gryźlinach na Warmii w gminie Stawiguda, bo tam również był teren moich poszukiwań.
— Z Orzechowa zapamiętałem coś, co mnie zaskoczyło, a co na wsi było unikatem. Była to niewielka ręczna pompa, służąca do pompowania wody do kąpieli — wspomina. — A oto mapa wsi z czasów, kiedy była jeszcze zaludniona — pokazuje. — Tu mieszkali Biessowie, tam Hanowscy, Kozlowski, Krause, Masłowski, Cimnik. Po ich domach, chociaż Orzechowa ostatecznie nie objęto terenem rządowego ośrodka wypoczynkowego, nie ma już śladu. Domy porozbierało wojsko. Niekiedy ci, którzy wyjeżdżali, sami przekazywali wojskowym eksponaty, które były im niepotrzebne w nowym miejscu życia. Niektóre z takich eksponatów trafiły po latach na wystawę w domu kultury, którą pan Zbyszek zorganizował z harcerzami. Nazwał tę część, oczywiście nieoficjalnie, "kolekcją łańską".
— Większość eksponatów to fotografie rodzinne — opowiada pan Zbyszek. — Ale były i takie, jak zdjęcia z życia wsi, żniwa, zabawy.
Kiedyś znalazł butelki z napisem Hohenstein (Olsztynek). Pochodziły z przedwojennej firmy Hugo Dudka, który handlował napojami. Innym razem natrafił na zdjęcia rodzinne Emila Podola. — Gość handlował węglem i. . . porcelaną — śmieje się pan Zbyszek. — W latach osiemdziesiątych odwiedziły mnie dzieci tego pana, brat i siostra, którzy skądś usłyszeli, że mam te pamiątki. Oddałem je z przyjemnością. Tak jak należące do rodzin Behmów i Lindnau, którzy mieszkali w pobliżu lotniska w Gryźlinach na Warmii w gminie Stawiguda, bo tam również był teren moich poszukiwań.
Ostatnim z przedwojennych Mazurów, który go odwiedził w domu, był Leon Hans, mieszkaniec Niemiec. Wspaniały gawędziarz, który opowiedział mu wiele o swoim życiu, między innymi o ucieczce rodziny przed Rosjanami w styczniu 1945 roku. Zdarzyło się, że artyleryjski pocisk zabił pasącą się na łące krowę, więc mieli okazję po kilku dniach głodu skosztować smażonego w ognisku mięsa. Wśród znalezisk w terenie było też wiele pochodzących z I wojny światowej, która zebrała na tych terenach krwawe żniwo: żołnierskie nieśmiertelniki, guziki od mundurów, fragmenty uzbrojenia, drobne monety, a także fotografia kirasjera Hansa Krügera z wojska. Czy przeżył, nie wiadomo. Śladów brak.
Pasję gromadzenia militariów zahamowała w nim ustawa, która zabrania przechowywanie ich w stanie możliwym do użycia. Pewnego dnia, w stanie wojennym, zjawił się u pana Zbigniewa milicjant z pytaniem, czy ma w domu jakąś broń, o czym doniósł władzy jakiś "życzliwy". Pokazał mu wygrzebany gdzieś muszkiet z XVI wieku. — Najpierw mi go zabrali, ale potem zwrócili! — śmieje się. Kiedyś zobaczył, że wozacy wywożą z terenu rozebranego Tannenberg Denkmal, pomnika zwycięstwa niemieckiego nad Rosjanami, który stał pod Olsztynkiem, ocalałe granitowe płyty. — To z kolei spowodowało u mnie zainteresowanie bitwą pod Tannenbergiem, a był to u nas temat niemal tabu. W obu armiach walczyli również wcieleni do wojska Polacy — opowiada pan Zbyszek. — Teraz pisze się o tym dość dużo.
Na co dzień naprawia zabytkowe meble. Kiedyś, przy renowacji starego krzesła, znalazł w nodze zasklepione plasteliną złote monety. Tych śladów z przeszłości jest coraz mniej. Na pytanie o działalność eksploratorów, poszukiwaczy zabytków m. in. z wykrywaczami metali, Zbigniew Daszkiewicz odpowiada, że spełniają pożyteczną rolę pod warunkiem, że czynią to fachowo. Bo inaczej wiele zabytków uległoby z czasem całkowitemu zniszczeniu. A przecież to jest cząstka historii tej ziemi, na której dzisiaj żyjemy. — Sam mógłbym otworzyć prywatne muzeum, ale na to potrzeba dużych pieniędzy. — mówi miłośnik historii. — Liczyłem na to, że w Multimedialnym Muzeum Stalagu I B Hohenstein znajdzie się miejsce na taką ekspozycję, chciałem oddać moje zbiory w depozyt, ale nikt się nie odezwał.
Władysław Katarzyński
Władysław Katarzyński
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez
Rafal #2060883 | 46.113.*.* 7 wrz 2016 19:50
porządny, zyczliwy człowiek i do tego z pasją, serdecznie pozdrawiam
Ocena komentarza: warty uwagi (3) ! odpowiedz na ten komentarz
kto myslał ... #2060634 | 213.77.*.* 7 wrz 2016 13:52
, że chodzi o dziadka Jeżyka - Henryka z Sienkiewicza ?
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) ! odpowiedz na ten komentarz