Giżycko niejedno ma imię

2017-01-03 11:33:49 (ost. akt: 2017-01-03 11:30:37)
Tablica z historycznymi nazwami obecnego Giżycka

Tablica z historycznymi nazwami obecnego Giżycka

Autor zdjęcia: Sławomir Kędzierski

Pod koniec 2016 roku w Giżycku odsłonięto tablicę, upamiętniającą historyczne nazwy miasta. Uroczystość wpisuje się w dyskusję o pomnikach i śladach pruskiego militaryzmu, które niektórzy politycy chcieli usunąć.

Na kamieniu widnieje siedem nazw. Wszystkie są związane z Giżyckiem. Głaz stanął w centrum miasta przy placu Grunwaldzkim.
— Jedno miasto, jedna tablica, jeden kamień, a tyle nazw — mówił podczas uroczystości odsłonięcia tablicy pastor kościoła luterańskiego w Giżycku Krystian Borkowski. —  Dzięki tej tablicy tak naprawdę wspominamy ludzi, którzy tworzyli to miasto zapisane w nazwach.

Odsłonięcie tablicy wpisuje się w dyskusję o pomnikach pruskiego militaryzmu, które niektórzy politycy chcieli usunąć. Przypomnijmy, Sejm przyjął tzw. ustawę dekomunizacyjną. Jej senackim sprawozdawcą był Robert Mamątow z PiS, który zaproponował, by ponadto zająć się pomnikami pruskiego i rosyjskiego militaryzmu. Z tej nowelizacji ustawy się wycofano, ale już zdążyła wzbudzić kontrowersje.

— Do każdego przypadku należałoby podchodzić indywidualnie — uważa Bogdan Bachmura, prezes fundacji wydającej miesięcznik „Debata”, którego poprosiliśmy o komentarz. — Przypomnę, że my jako środowisko „Debaty” broniliśmy tzw. kamienia Bismarcka w Nakomiadach. Leżał przewrócony na środku wsi i nagle okazało się, że jest niebezpieczny. Rozgorzał spór, czy go usunąć, czy nie. Ale czy mamy bać się kamienia przypominającego pruską historię tych ziem? To wyraz kompleksów i niepewności. Idąc dalej tym tokiem myślenia, moglibyśmy „zamachnąć” się na zamek w Malborku.

Bachmura uważa, że niszczenie śladów przeszłości źle się kojarzy. Z olsztyńskiego ratusza za PRL-u skuto płaskorzeźbę przedstawiającą rosyjskich żołnierzy. Podkreśla też, że na łamach „Debaty” od lat historię miejsc, budynków i ludzi od lat przedstawia Rafał Bętkowski, badacz dziejów Olsztyna i regionu, obecnie pracownik Muzeum Nowoczesności. Jego siedzibą jest Tartak Raphaelsohnów, uratowany m.in. dzięki staraniom Bętkowskiego i stowarzyszenia Święta Warmia.

Zdaniem Henryka Falkowskiego, nauczyciela historii w IV LO w Olsztynie, nie należy mieć wątpliwości wobec jakiejkolwiek tradycji hitlerowskiej. — Tu chyba jesteśmy zgodni — mówi. — Ale to nie są nasze problemy, tylko Niemców, którzy z tym walczą u siebie. Na przykład w Norymberdze w miejscu zjazdów nazistowskiej partii zrobili muzeum, w którym przedstawiono zło tego systemu. W latach 60. XX wieku Niemcy byli na etapie wysadzania w powietrze nazistowskich pamiątek, ale od tego odeszli. Teraz są to muzea, opowiadające o złej historii ze współczesnego punktu widzenia.

Jeżeli chodzi o pruskość, zdaniem Falkowskiego, nie da się zanegować faktu istnienia kiedyś na naszych ziemiach Królestwa Pruskiego. — Było coś takiego jak Prusy Wschodnie i trzeba mieć do nich wyważony stosunek — tłumaczy. — Pruskości i nazizmu nie można postawić w tym samym szeregu, choć nie ulega wątpliwości, że niektóre działania państwa pruskiego uderzały w polskość. Bismarck prowadził Kulturkampf, działała Hakata. Ale jednocześnie na naszych terenach dokonał się cywilizacyjny postęp. 

Falkowski dodaje, że podobnie było z Krzyżakami, którzy w naszej historii są uważani za sprawców wielu krzywd. Natomiast nasza antykrzyżackość słabnie, gdy przyjrzymy się zagospodarowaniu ziem, które później przejęliśmy. W stosunku do innych ziem polskich te popruskie były bogatsze.
— Ludność, która tu ostała przesiedlona z Wileńszczyzny czy w trakcie akcji Wisła pomimo katastrofy II wojny światowej żyła na wyższym poziomie cywilizacyjnym niż w swoich rodzinnych stronach — przekonuje historyk.


A co z obeliskami, krzyżami i kamieniami, upamiętniającymi żołnierzy poległych podczas I wojny światowej?
— Ja bym je zostawił — odpowiada Henryk Falkowski. —  Jeżeli na takim pomniku jest wyryty napis, że Johannes Jackowski zginął pod Verdun, to dlaczego mamy zacierać ślady po Warmiakach i Mazurach, którzy walczyli na frontach I wojny światowej? Przecież Niemcy tworzyli specjalnie regimenty złożone tylko z żołnierzy noszących polskie nazwiska. One były rzucane do ataku, gdy wiadomo było, że straty wyniosą 80 czy 90 procent ich składu osobowego.

Falkowski przypomina zapiski prymasa Stefana Wyszyńskiego, który jeszcze przed aresztowaniem był latem 1953 roku w Orzechowie na południowej Warmii. I wtedy w kościele zauważył żyrandol, na którym umieszczono nazwiska mieszkańców wioski, którzy zginęli na wojnie.
— Żyrandol jest tam do dzisiaj — mówi historyk. — I co? Będziemy teraz żyrandole zdejmować? Litości!


Prymas Wyszyński w swoich zapiskach zanotował, że wśród nazwisk poległych bardzo wiele było polskich. Podobnie jest na cmentarzu w Orłowie pod Nidzicą, gdzie leżą polegli w bitwie pod Tannenbergiem.
— Jest tu pomnik, na którym napisano „Helden”, czyli w starej niemieckiej formie „bohaterom” — tłumaczy Falkowski. — Po lewej jego stronie leżą Niemcy, po prawej Rosjanie. I po lewej i po prawej są polskie nazwiska. Wśród nich jest Falkowski. Był to oficer pruskiej armii. 
Ten Falkowski nie ma nic wspólnego z rodziną olsztyńskiego historyka.
— Ona żyła w zaborze rosyjskim na Podlasiu — tłumaczy. — Ale ten przykład pokazuje, jak skomplikowana jest historia.

Zdaniem Falkowskiego autorzy tak skrajnych pomysłów, jak walka z symbolami pruskiego militaryzmu nie znają historii. 

— Czy nie wydaje się panu, że ciągle im za mało im Polski w Polsce? — pytam.
— A ta Polska nazywała się kiedyś Rzeczpospolita i była państwem nas wszystkich — odpowiada Falkowski. — I nie tworzył jej naród etniczny, lecz polityczny.
W uroczystości w Giżycku wzięło udział około dwustu mieszkańców. 
Pomysłodawcami takiego upamiętnienia — w 70. rocznicę ustanowienia obecnej nazwy miasta — byli historyk Jarosław Andrukajtis i plastyk Janusz Pilecki, autor projektu tablicy. Wykonali ją członkowie Wspólnoty Mazurskiej, dzięki wsparciu wielu prywatnych sponsorów. Nazwa Giżycko została nadana miastu w marcu 1946 roku. Z okazji rocznicy Wspólnota Mazurska przygotowała cykl spotkań z historią pod wspólną nazwą „Od niemieckiego Loetzen do polskiego Giżycka” oraz wystawę fotograficzną upamiętniającą dzieje miasta po 1945 roku. 

Odsłonięciu tablicy towarzyszyło wmurowanie „kapsuły czasu” z przedmiotami związanymi ze współczesnym Giżyckiem.
 W kapsule znalazł się m.in. aktualny numer „Gazety Giżyckiej”, pen-drive z kilkoma setkami zdjęć miasta i kilka współczesnych monet z 2016 roku. Czy znajdą je potomni?
Ewa Mazgal, Sławomir Kędzierski


Czekamy na Wasze zdjęcia i opisy pięknych zakątków regionu, kliknij tutaj, aby dodać swój artykuł lub skontaktuj się z nami pod adresem redakcja@mojemazury.pl.
Zobacz w naszej bazie

Przewodnik lokalny

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. mieszkaniec #2151143 | 31.0.*.* 4 sty 2017 21:52

    Brawo !!! To bardzo ważna i potrzebna inicjatywa upamiętniająca historię naszego miasta !!!

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) ! - + odpowiedz na ten komentarz

Polecamy