Mazurskie zimowisko, czyli kłobuki w Nawiadach

2017-01-30 11:28:33 (ost. akt: 2017-01-30 11:31:37)
W Szkole Podstawowej w Nawiadach zorganizowane zostało półzimowisko pełne mazurskich tradycji.

W Szkole Podstawowej w Nawiadach zorganizowane zostało półzimowisko pełne mazurskich tradycji.

Autor zdjęcia: Katarzyna Enerlich

Ferie zimowe sprzyjają różnym pomysłom, również tym, których nie da się zrealizować podczas tygodni nauki w szkole. W Szkole Podstawowej w Nawiadach w powiecie mrągowskim na Mazurach zorganizowano półzimowisko pełne mazurskich tradycji.

Dzieci uczą się tam mazurskich przyśpiewek, poznają stroje ludowe, tańczą po mazursku, lepią z plasteliny nowolatka i poznają mazurskie wierzenia i demony, zamieszkujące tę ciężką od legend ziemię. Właśnie w środek tego regionalnego nastroju trafiłam w minioną środę, by opowiedzieć dzieciom o Kłobuku. Od Kłobuka się zaczęło, ale skończyliśmy na bursztynowych kamieniach naszej ziemi, zwanych „piorunami” i sposobami ochrony przed burzą.

Tradycja mazurskiego kobolda


Bogactwo i bieda. Dostatek i głód. To wszystko potrafił dać ludziom pewien demon, w którego istnienie wierzył niemal każdy Mieszkaniec dawnych Mazur. Pierwsza nazwa to kobold. Była też cobold i chobold. Chodzi o tego samego kłobuka. Jakże łatwo było go sobie nawiadowskim dzieciom wyobrazić, jak również zrozumieć to, że ci którzy mieszkali tu przed nimi byli ogarnięci wielką ciekawością świata i wszystko, co ważne, tłumaczyli sobie działaniem tajemnych sił.
Na naszych prowincjach na wiele lat przed wojną działy się rzeczy tajemne. Słyszałam o tym w wielu opowieściach, czytałam w książkach. Opowieści o Kłobkach przodują i są chętnie słuchane przez dzieci. Przybrał on kiedyś postać ptaka, za którym ciągnęła się ognista smuga. Jeśli smuga przeleci nad człowiekiem, który nie zdąży się schować pod swój dach, to niechybnie oblezą go wszy i inne robactwo. Kłobuk musiał być dobrze i suto karmiony. Najlepiej jajecznicą i skwarkami. Musiał mieć miękkie łóżko, na którym wysypiał się do woli.

Demon przynosi skarby


To był zadziwiający demon. Ktoś w rodzaju krasnoludka, ale w ptasim wydaniu. Podobno raz wystąpił pod inną, niż ptasia, postacią. Działo się to w Jerutkach koło Szczytna. Ludzie podobno mówili, że w ich wsi pojawiła się… małpa. Szybko jednak poznali, że to kłobuk po sypiących się iskrach wokół. Zupełnie inną postać przybrał również w chacie pod Działdowem. Tam był kotem. Tajemniczym, chodzącym tylko swoimi drogami, a jednak pozwalającym się dopieszczać.
W Wielbarku kłobuk był kurą. Najpierw bezdomną, przygarniętą przez pewną kobietę. Udzieliła kurze dachu nad głową i nakarmiła, nie wiedząc, że ma do czynienia z mazurskim demonem. Za dobroć kura – kłobuk odwdzięczyła się… kupą zboża, jaką pozostawiła po sobie. Szybko rozniosło się po wsi, że bezdomna kura przynosi szczęście tym, którzy o nią zadbają. Ludzie zapraszali ją pod swój dach, karmili a ona znosiła im zboże zamiast jajek.
W Niborku kłobuk był sową. Podobnie jak wielbarska, również niborska gospodyni przygarnęła sowę, nie wiedząc, że w jej postać wcielił się mazurski demon. Szybko jednak przekonała się, że im więcej dba o sowę, tym ona bardziej odwdzięcza się dostatkiem i mirem domowym. Gospodyni wiodła więc szczęśliwe życie, nie przejmując się ani wydatkami, ani głodem. Gdy umarła, sowa wyleciała kominem i pofrunęła do kuzyna swojej gospodyni. Nie pozostawiła jednak męża zmarłej w biedzie.
Szybko odkrył w komorze kilka tysięcy talarów i wszelkie kosztowności, których wcześniej u żony nie widział. W taki oto sposób kłobuk zrewanżował się za okazaną dobroć i pofrunął, sprzyjać najbliższej rodzinie swojej opiekunki.
W Rozogach, skąd już blisko do Nawiad, był smokiem. Miał długi ogon, sypiący iskrami. Podobnie jak sowa z Niborka, wlatywał i wylatywał przez komin. Sprzyjał swemu gospodarzowi, jak on jemu. Zaowocowało to dużym bogactwem.

Dbaj o swojego demona


Ludzie wiedzieli, że o kłobuka należy dbać. Ktokolwiek tego zaniechał, zostawał osamotniony przez kłobuka i zaraz potem ubożał… Niektórzy opędzali się od niego. Szybko zauważyli, że działa na niego odstraszająco znak krzyża. Jeśli w komorze wisiał krzyż, kłobuk tam nie wchodził. Nieoczyszczone na klepisku zboże musiało mieć na sobie znak krzyża, inaczej kłobuk zabrałby wszystko.
W tym właśnie przypadku kłobuk był demonem bezpieczniejszym niż zwykły diabeł albo… czarownica. Przed tymi i znak krzyża nie ochronił. To była zła moc, którą trzeba było zniszczyć za wszelką cenę. I o ile diabeł pozostawał w ludzkiej wyobraźni, o tyle czarownice miały na moje ziemi żywot nielekki. Nie tyle czarownice, ile kobiety podejrzewane o czary. Jakże łatwo było zniszczyć ogrom ludzkich istnień tylko dlatego, że ktoś rzucił słowo: czarownica. Czasem wracałam pamięcią do tego, co czytałam o czarownicach mazurskich i ogarniał mnie ogromny smutek. Umierały kobiety wrażliwe, czujące więcej niż tłum nienawistnych i zastraszonych ludzi, żądnych ich śmierci.

Połykacze piorunów


Kłobucza wielopostaciowość: czarna kura, sowa czy inne zwierzę to tylko dowód na to, jak bardzo żył w ludzkiej wyobraźni, stając się ważnym elementem życia tych, którzy w niego wierzyli. Jak bowiem inaczej mieli sobie wytłumaczyć działanie zasady wracającego dobra. Albo zła? Dzieci z półzimowiska w Nawiadach szybko to zrozumiały, a mały Kamil Sieniawski z Mojtyn, o którym można powiedzieć, że jest już małym badaczem lokalnych historii, podsumował to trafnie, że jaki świat wokół siebie mieli tamci ludzie, tak go sobie tłumaczyli.
Lęk przed burzą i ochrona przez piorunami, poprzez łykanie kamieni „piorunów” i stawianie gromnicy w oknach jest wciąż znany w okolicy Nawiad. Okazuje się, że w niektórych domach wciąż świeca pali się, starym mazurskim zwyczajem, na parapecie podczas burzy i dzieci tutejsze wiedzą, w jakim celu.
Na koniec naszego spotkania z radością lepiliśmy wspólnie nowolatka, czyli figurki gospodarskich zwierząt, które niegdyś wieszano pod sufitem lub — to już pamiętam sama z mego domu — stawiano na meblach. Zwierzątka były z ciasta i robiło się je w Wigilię, by przynosiły powodzenie i bogactwo w nadchodzącym roku. Nasze, nawiadowskie, były z plasteliny, a losy są mi nieznane – być może dzieci zabrały je ze sobą albo zostały w szkole, na dobrą wróżbę w nowym roku.
Katarzyna Enerlich
Od autorki: O kłobuku wyczytałam w książce Maxa Toeppena „Wierzenia mazurskie” wydanej przez Oficynę Wydawniczą Retman.
Autorka jest pisarką i dziennikarką, stale współpracuje z Gazetą Olsztyńską. Wydała m.in. cykl książek Prowincja pełna...



Czekamy na Wasze zdjęcia i opisy pięknych zakątków regionu, kliknij tutaj, aby dodać swój artykuł lub skontaktuj się z nami pod adresem redakcja@mojemazury.pl.
Zobacz w naszej bazie

Przewodnik lokalny

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

Polecamy