Prawie miesiąc spędził w Indiach. Sam wytyczył sobie szlak. Jadł z Hindusami, słuchał wykładu Dalajlamy. O podróży po „perle imperium brytyjskiego” opowiada Piotr Abramski, student prawa na UWM.
— Miesiąc podróżowałeś po Indiach. To wielka przygoda…
... a zaczęła się w Moskwie, kiedy poznałem Dana z Izraela. On też leciał do Delhi i, tak jak ja, był podróżnikiem. Pierwsze, co poczułem w Indiach, to niesamowita wilgotność. Woda spływała ze mnie, jakby ktoś wylał na mnie kubeł wody.
— Jak wyglądała twoja wyprawa?
— Przez miesiąc nie mówiłem po polsku. Miałem ze sobą tylko kilka rzeczy. Przez ten czas żyłem, ubierałem się i jadłem jak Hindusi. Dwudziestego czwartego dnia podróży zapisałem w dzienniku: „Dzień w którym byłem tak brudny, że oficjalnie stałem się Hindusem”.
— Jakie wrażenie na tobie wywarły Indie?
— Zwróciłem uwagę na brak ławek. Ludzie siedzą lub śpią na ulicy. Zdarza się to nawet w centrach miast. Na ulicach pracują dzieci, choć jest to prawnie zabronione. A ich rodziny żyją w namiotach. Moją uwagę przyciągnęły też trakcje, które zwisały bardzo nisko. A słupy zrobione były z torów kolejowych. To było przerażające. Indie to kraj rozwijający się, ale z niesamowitą biedą. Hindusi mają niezwykły szacunek do pieniądza. Ryksiarz odmówił nawet modły, zanim zabrał mnie w podróż. Byłem jego pierwszym klientem tego dnia. Na ulicy można zamówić... masaż. Jest bardzo przyjemny, ale masażyści mają bardzo brudne dłonie. Ludzie żyją tam za 30 groszy dziennie. Ciekawe w Indiach są pociągi. Tak zwana „general class” to raczej konkurs na to, ile osób może jechać w pociągu. A jak pociągi się spóźniają, to znaczy, że tak musi być.
— Jak traktowali cię Hindusi?
— Bali się mnie. Chyba ze względu na mój wzrost, mam 187 cm. I traktowali mnie jak bankomat. Czasem mnie okłamywali, żeby zarobić więcej pieniędzy. Tam ludzie są bardzo otwarci i nie boją się pytać nawet o intymne rzeczy. Mnie pytali, czy mam żonę, dziewczynę i czy w Polsce rodzice wybierają żony. Jak czegoś nie wiedzą, to mówią „tak”. Informacje zawsze trzeba weryfikować w kilku źródłach.
— Widziałeś coś niezwykłego?
- Byłem na granicy z Pakistanem. Odbywała się tam niesamowita ceremonia zmiany warty. 10 tysięcy osób po każdej stronie kibicowało swoim wartownikom. Z głośników głośno leciała muzyka z filmu „Slumdog”, wszyscy tańczyli. Byłem też na wykładzie u Dalajlamy.
— Jakie masz wrażenia po spotkaniu z duchowym przywódcą Tybetu?
— Akurat przez cztery dni był w Indiach. Poszedłem tam ze znajomymi, których poznałem podczas podróży. Chciałem zabrać telefon, żeby zrobić zdjęcie. Schowałem go w majtki, ale podczas sprawdzania i tak znaleźli. Próbowałem wytłumaczyć ochronie, że to pompa insulinowa. Nie dali się nabrać. Na wykładzie było około 400 osób. Panowała niesamowita atmosfera. On ma w sobie coś poruszającego. Przechodziły nas dreszcze. Opowiadał o początkach osób, które weszły na drogę buddyzmu, ale trochę też żartował. Powiedział, że kiedyś chciałby być komarem, żeby każdego mógł ugryźć.
— Nie bałeś się podróżować sam?
— Jestem już do tego przyzwyczajony. Hindusi żyją w swoim świecie i nie interesuje ich cała reszta. Już nigdy nie pojadę z wycieczką. Nie poznaje się wtedy prawdziwego świata.
— Indie to piękny kraj?
— Tak, ale nie jest to kraj dla estetów. Nie ma tam luksusów. Jest równość — brudny człowiek kładzie się, gdzie chce. Trzeba się na to godzić. Wszędzie są małpy, ale mieszkańcy są do nich przyzwyczajeni. Indie są piękne i kolorowe.
Marcin Wójcik
Na mapie oznaczyliśmy stolicę Indii.
... a zaczęła się w Moskwie, kiedy poznałem Dana z Izraela. On też leciał do Delhi i, tak jak ja, był podróżnikiem. Pierwsze, co poczułem w Indiach, to niesamowita wilgotność. Woda spływała ze mnie, jakby ktoś wylał na mnie kubeł wody.
— Jak wyglądała twoja wyprawa?
— Przez miesiąc nie mówiłem po polsku. Miałem ze sobą tylko kilka rzeczy. Przez ten czas żyłem, ubierałem się i jadłem jak Hindusi. Dwudziestego czwartego dnia podróży zapisałem w dzienniku: „Dzień w którym byłem tak brudny, że oficjalnie stałem się Hindusem”.
— Jakie wrażenie na tobie wywarły Indie?
— Zwróciłem uwagę na brak ławek. Ludzie siedzą lub śpią na ulicy. Zdarza się to nawet w centrach miast. Na ulicach pracują dzieci, choć jest to prawnie zabronione. A ich rodziny żyją w namiotach. Moją uwagę przyciągnęły też trakcje, które zwisały bardzo nisko. A słupy zrobione były z torów kolejowych. To było przerażające. Indie to kraj rozwijający się, ale z niesamowitą biedą. Hindusi mają niezwykły szacunek do pieniądza. Ryksiarz odmówił nawet modły, zanim zabrał mnie w podróż. Byłem jego pierwszym klientem tego dnia. Na ulicy można zamówić... masaż. Jest bardzo przyjemny, ale masażyści mają bardzo brudne dłonie. Ludzie żyją tam za 30 groszy dziennie. Ciekawe w Indiach są pociągi. Tak zwana „general class” to raczej konkurs na to, ile osób może jechać w pociągu. A jak pociągi się spóźniają, to znaczy, że tak musi być.
— Jak traktowali cię Hindusi?
— Bali się mnie. Chyba ze względu na mój wzrost, mam 187 cm. I traktowali mnie jak bankomat. Czasem mnie okłamywali, żeby zarobić więcej pieniędzy. Tam ludzie są bardzo otwarci i nie boją się pytać nawet o intymne rzeczy. Mnie pytali, czy mam żonę, dziewczynę i czy w Polsce rodzice wybierają żony. Jak czegoś nie wiedzą, to mówią „tak”. Informacje zawsze trzeba weryfikować w kilku źródłach.
— Widziałeś coś niezwykłego?
- Byłem na granicy z Pakistanem. Odbywała się tam niesamowita ceremonia zmiany warty. 10 tysięcy osób po każdej stronie kibicowało swoim wartownikom. Z głośników głośno leciała muzyka z filmu „Slumdog”, wszyscy tańczyli. Byłem też na wykładzie u Dalajlamy.
— Jakie masz wrażenia po spotkaniu z duchowym przywódcą Tybetu?
— Akurat przez cztery dni był w Indiach. Poszedłem tam ze znajomymi, których poznałem podczas podróży. Chciałem zabrać telefon, żeby zrobić zdjęcie. Schowałem go w majtki, ale podczas sprawdzania i tak znaleźli. Próbowałem wytłumaczyć ochronie, że to pompa insulinowa. Nie dali się nabrać. Na wykładzie było około 400 osób. Panowała niesamowita atmosfera. On ma w sobie coś poruszającego. Przechodziły nas dreszcze. Opowiadał o początkach osób, które weszły na drogę buddyzmu, ale trochę też żartował. Powiedział, że kiedyś chciałby być komarem, żeby każdego mógł ugryźć.
— Nie bałeś się podróżować sam?
— Jestem już do tego przyzwyczajony. Hindusi żyją w swoim świecie i nie interesuje ich cała reszta. Już nigdy nie pojadę z wycieczką. Nie poznaje się wtedy prawdziwego świata.
— Indie to piękny kraj?
— Tak, ale nie jest to kraj dla estetów. Nie ma tam luksusów. Jest równość — brudny człowiek kładzie się, gdzie chce. Trzeba się na to godzić. Wszędzie są małpy, ale mieszkańcy są do nich przyzwyczajeni. Indie są piękne i kolorowe.
Marcin Wójcik
Na mapie oznaczyliśmy stolicę Indii.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez