Nowe Miasto Lubawskie: spacer z historią nowomiejską promenadą

2011-12-05 12:40:09 (ost. akt: 2011-12-05 13:40:51)
Tak wyglądała Brama Lubawska w latach 20. ubiegłego wieku

Tak wyglądała Brama Lubawska w latach 20. ubiegłego wieku

Autor zdjęcia: Archiwum Krzysztofa Kliniewskiego, Janusza Laskowskiego i Tomasza Chełkowskiego

Proponujemy wirtualny spacer po Nowym Mieście Lubawskim z lat 20. ubiegłego wieku. To miasto z wielowiekową polską tradycją, chociaż założone przez Krzyżaków. Porównajmy stare fotografie z obecnym wyglądem miasta. A więc w drogę.

Nowe Miasto Lubawskie od wieków jest miastem polskim, chociaż jego zręby (w tym kościół i mury obronne) postawili Krzyżacy w połowie XIV wieku. Jednak już po bitwie pod Grunwaldem (1410) zostało opanowane przez wojska króla Jagiełły.

Krótka historia polskości


Jagiełło oddał Nowe Miasto Krzyżakom na mocy tzw. pierwszego pokoju toruńskiego (1411), ale po kilkunastu latach mieszczanie zbuntowali się przeciwko władzy braci zakonnych i przystąpili do antykrzyżackiego Związku Pruskiego, po czym… wypędzili znienawidzonych Niemców.
W polityce nie ma jednak łatwo. Po raz kolejny trzeba było usiąść z Krzyżakami do negocjacji. Nowe Miasto wróciło do Polski (1468), ale bracia zakonni w zamian dostali pobliską Nidzicę.
Gdy Polskę zagrabili zaborcy, Nowe Miasto znalazło się w zaborze pruskim. W Polsce ponownie od 1920 roku. W II Rzeczpospolitej wchodziło w skład województwa pomorskiego ze stolicą w Toruniu. Do 1 kwietnia 1937 roku nosiło urzędową nazwę "Nowemiasto - Pomorze".
Tuż po wybuchu II Wojny Światowej - już 3 września 1939 roku - znalazło się pod okupacją hitlerowską. W tym samym roku 9 września, 15 października i 7 grudnia hitlerowcy przeprowadzają egzekucje Polaków. 21 stycznia 1945 roku miasto zajmują wojska ZSRR, które w wojennym zapale nie tylko przepędziły Niemców, ale też zburzyły i spaliły wiele cennych zabytków.
Od 1 stycznia 1999 roku Nowe Miasto Lubawskie jest siedzibą odtworzonego powiatu.

Randka "Pod Bocianem"


Obecna nowomiejska ulica 3 Maja nie jest już tak bardzo ważna i atrakcyjna jak przed 1920 rokiem. Po obu stronach Promenade Strasse, która stała się potem ulicą Kościuszki, znajdowało się wiele ważnych urzędów publicznych, reprezentacyjnych sklepów, a także knajpki i kawiarenki, gdzie kwitło życie towarzyskie. Był to również ciąg spacerowy, na którym wypadało się pokazać, szczególnie damom w najnowszych kreacjach. W Bramie Lubawskiej wówczas znajdowało się więzienie, a po drugiej stronie był budynek sądu. Potem, kiedy wybudowano nowy gmach sądu przy obecnej ulicy Grunwaldzkiej, w baszcie umiejscowiono areszt miejski, a następnie straż pożarną. Na wieży (co widać na jednym ze zdjęć) przez długie lata znajdowało się gniazdo bocianie. Wieża nazywana była przez miejscowych „Pod Bocianem” i często była miejscem, w którym się umawiano na randki.

Promenada w ogniu


Po drugiej stronie dzisiejszego "Ogrodu Róż" znajdował się obok sądu urząd skarbowy i poczta — do czasu przeniesienia jej na nowe miejsce, do budynku przy ulicy Lipowej (dzisiejsza Działyńskich). Przy ulicy funkcjonował pod koniec XIX wieku Hotel Bona i w początkach XX wieku hotel Kronprinz. W latach dwudziestych hotel przejęła rodzina Bonna. Kawiarnia i cukiernia u Rogowskiego oferowała pyszne ciasta i dobrą kawę. W okresie międzywojennym spotykali się tam Niemcy z miasta i okolicy. Kawiarnia była również swego rodzaju klubem karcianym. W okresie międzywojennym czynna była przy tej ulicy stacja benzynowa — jedna z dwóch w Nowym Mieście. Niestety większość budynków po prawej stronie ulicy została spalona w styczniu 1945 roku przez Rosjan.
Krzysztof Kliniewski, ul




Czekamy na Wasze zdjęcia i opisy pięknych zakątków regionu, kliknij tutaj, aby dodać swój artykuł lub skontaktuj się z nami pod adresem redakcja@mojemazury.pl.
Zobacz w naszej bazie

Przewodnik lokalny

Komentarze (22) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. szczecinianin #1246451 | 37.109.*.* 17 lis 2013 00:45

    Całkowicie przypadkowo trafiłem na tę interesującą stronę. Interesuję się Nowym Miastem Lub., gdyż tu urodził się mój ś.p.Tata. Jako 16-letni młodzieniec był naocznym świadkiem egzekucji Polaków w dniu 7 grudnia 1939. Dzięki Niemu spędzałem w młodości wakacje i mile wspominam chwile pobytu. W tym czasie przebywaliśmy u siostry Taty przy ul.Rynek. Nawiązując do szewca p.Taracha, to znałem go osobiście, a na imię miał nie Piotr a Jan. W Nowym Mieście Lubawskim mieszkało kilka rodzin powiązanych z moimi Rodzicami. Łączę serdeczne pozdrowienia i dziękuję za ciekawe wiadomości.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  2. C.K.NORWID #1211682 | 213.73.*.* 5 paź 2013 03:50

    PIERWSZE ZDJĘCIE, W TLE ARARATKA I JUŻ PRZYPOMINA SI OGÓLNIAK

    ! - + odpowiedz na ten komentarz

  3. ulica Środkowa #1168214 | 87.206.*.* 11 sie 2013 11:37

    Czy ktoś orientuje się gdzie była ulica Środkowa ? Za pomoc z góry dziękuję !

    ! - + odpowiedz na ten komentarz

  4. lubawiak #961000 | 89.229.*.* 22 sty 2013 12:42

    Wyborne wspomnienia, aż zapisałem je na dysku w razie utraty dostępu do strony. Marzy mi się książka w całości poświęcona lokalnej historii i wspomnieniom, pisana z perspektywy mikrohistorycznej. Ziemia lubawska, stłamszona prez dominujące w województwie Warmię i Mazury zasługuje na to.

    ! - + odpowiedz na ten komentarz

  5. lol do emigranta zarobkowego, sercem nowomies #932756 | 37.31.*.* 29 gru 2012 14:15

    Proszę pisać, cudownie czyta się te Pańskie wspomnienia:) Pozdrawiam serdecznie:)

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  6. lol #932742 | 37.31.*.* 29 gru 2012 14:03

    Prosimy więcej takich artykułów i zdjęć dotyczących całego powiatu!!! Może warto stworzyć odrębną stronę?! Umieścić tam stare fotografie i historie wsi powiatu, i samego miasta. Można byłoby to później zebrać i wydrukować! Czasami w "Gazecie Nowomiejskiej" zamieszczacie takie ciekawostki i fotki, ale trudno to samemu pozbierać "do kupy"... Pozdrawiam tych wszystkich, którym bliskie są ich własne korzenie:) i pasjonatów, dzięki którym możemy bliżej poznać nasz kawałek świata:)

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  7. Od nredakcji do "emigrant zarobkowy" #877058 | 88.156.*.* 9 lis 2012 16:07

    Dziękujemy za te komentarze. A może mógłbyś przygotować z tych zapisków jakiś interesujący artykuł ilustrowany zdjęciami z Twojego archiwum? Chętnie zamieścimy

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  8. emigrant zarobkowy, sercem nowomieszczanin #874907 | 95.49.*.* 8 lis 2012 02:29

    Warto wspomnieć o nowomiejskich "prywaciarzach". Nie było ich wielu: świadczyli swoje usługi w zapyziałych warsztatach szewskich, krawieckich czy fryzjerskich, rozlokowanych w najróżniejszych zakamarkach miasta. Przykładowo: w mojej rodzinie korzystało się z usług szewca, p. Taracha (Piotra, o ile dobrze pamiętam), który miał zakład w swoim mieszkaniu na pierwszym piętrze kamienicy na Waryńskiego przy Norwida. Kilka razy do roku Mama prowadziła mnie jako dziecię na postrzyżyny do fryzjera, niejakiego p. Maciejewkiego, który klientów przyjmował razem z jeszcze jednym golibrodą (nazwiska nie pomnę) w niewielkim zakładzie przy obecnej ulicy 3 Maja, miedzy obecnym sklepem Irena a ulicą Kazimierza Wielkiego. Głęboko w pamięci utkwiły mi stojące w rogach tego pomieszczenia dwa przedziwne naczynia, nad którymi wisiały kartki ze skierowanymi w dół strzałkami i napisami "spluwaczka". Z miejscowych zakładów krawieckich moja rodzina nie korzystała, prawdopodobnie były zbyt drogie. Za to mniej-więcej raz do roku rodzice umawiali starszą panią krawcową, która przez kilka kolejnych dni przychodziła do naszego mieszkania i "obszywała" całą rodzinę we wszystko, co było każdemu z nas potrzebne, począwszy od obrusów, poprzez piżamki i spodnie, aż do płaszczy. Trudno mi ocenić fachowość jej pracy, lecz pamiętam jej opowieści (bardzo lubiła dzieci) i śpiewane lub nucone przez nią przy maszynie pieśni kościelne. Warto wspomnieć kultową piekarnię p. Zabłotnego przy ul. Waryńskiego (mistrzowskie bułki "knepelki" po 60 gr sztuka i bułeczki "małe" po 25 groszy sztuka), cukiernię Kurlikowskich przy Rynku oraz dwa sklepy-zieleniaki, prowadzone przez p. Pawłowską przy 19 Stycznia oraz przez p. Świniarskiego przy obecnej 3 Maja. No i dwa razy do roku dobiegający z ulicy lub podwórka donośny głos wędrownego domokrążcy oznajmiającego światu: "Noże, nożyczki ostrzę, dziurawe garnki naprawiam!". To na dziś tyle. Wspomnień ma jeszcze dużo, więc jeszcze kiedyś coś dopiszę.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  9. emigrant zarobkowy, sercem nowomieszczanin #874905 | 95.49.*.* 8 lis 2012 02:06

    Ulubionym miejscem zabaw kilkulatków w latach 60-tych były liczne w Nowym Mieście, w żaden sposób nie zabezpieczone powojenne ruiny. "Moje" ruiny - to zburzony podczas wojennych bombardowań hotel Kronprinz (widoczny na zdjęciach nr 6 i 10). Jako kilkuletni gówniarze, przez nikogo nie niepokojeni, własnoręcznie "odgruzowywaliśmy" podziemne korytarze szukając "skarbów". Grozy dodaje fakt, że były to czasy, w których niemal co chwila słyszało się o tragicznych wypadkach z niewypałami, także w okolicach Nowego Miasta). Inna ruiny, które trwale wkomponowały mi się w pamięć, znajdowały się w miejscu obecnego domu towarowego przy rynku, w miejscu obecnego budynku mieszkalnego na rogu ulic 3 Maja i Kazimierza Wielkiego z dużym sklepem na dole oraz w miejscu obecnego budynku mieszkalnego na rogu 3 Maja i Norwida z dużym sklepem na dole, lokalizacji innych nie pamiętam, choć z całą pewnością takie były. Dalszy ciąg w kolejnym wpisie.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) ! - + odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. emigrant zarobkowy, sercem nowomieszczanin #874904 | 95.49.*.* 8 lis 2012 01:47

      Odrębny temat to nawierzchnie nowomiejskich ulic. Jeszcze w latach 60-tych dzisiejsza ulica Tysiąclecia nazywała się ulicą Św. Jana. Od samego Placu Św. Tomasza do samego Mszanowa była to marnie ubita droga żwirowa. Z tego powodu nazwa ulicy była rzadko używana, nazywano ja po prostu "polna drogą". Dopiero dla uczczenia 1000-lecia Państwa Polskiego (tak wówczas oficjalnie nazywano jubileusz 1000-lecia Chrztu Polski) zmieniono jej nazwę na Tysiąclecia i do wysokości tzw. "nowych bloków" (dzisiaj Tysiąclecia 20) wybrukowano ją trylinką. Z innych ciekawych nawierzchni pamiętam starannie i równiuteńko wyłożoną prześliczną kamienną kostką ulicę Świerczewskiego (dziś Grunwaldzką), okropne, nieregularne "kocie łby" na prowadzącej do miejskiej rzeźni (tzw. "świński rynek") ulicy Kopernika, cieniutką, marną i popękaną warstwę asfaltu, przez którą gęsto wyglądały nieregularne brukowce na ul. Sienkiewicza. Dalszy ciąg w kolejnym wpisie.

      Ocena komentarza: warty uwagi (2) ! - + odpowiedz na ten komentarz

    2. emigrant zarobkowy, sercem nowomieszczanin #874903 | 95.49.*.* 8 lis 2012 01:32

      We wschodnim krańcu ulicy Pod Lipami (dzisiejszej Działyńskich), naprzeciw łaźni funkcjonowało przedszkole CARITAS. Prowadziły je zakonnice. Na początku lat 60-tych miały one na głowie imponująco ogromne, białe kornety, później zmienił się ich strój i w miejsce kornetu zakładały szary welon. Kierowniczką przedszkola w pierwszej połowie lat 60-tych była siostra Helena (o ile dobrze pamiętam - Olszewska), grupą maluchów opiekowała się siostra Łucja, a starszaków prowadziła siostra Zofia. Przez przedszkole przewijała się też starsza, otoczona nabożnym szacunkiem Siostra Przełożona (imienia nigdy nie znałem), lecz jaka była jej rola w przedszkolu - nie wiem. Chodziłem do tego przedszkola z ogromnym poczuciem wyższości - w odróżnieniu od przedszkola państwowego mieszczącego się przy ul. Świerczewskiego (dziś Grunwaldzkiej) nr 10 (dzisiejszy punkt PZU) w CARITAS-ie nie było poobiedniego leżakowania, co wszyscy zgodnie uważaliśmy za rodzaj tortur. Kiedy dziś sobie przypomnę zasady "opieki pedagogicznej" w tym przedszkolu, to resztki włosa jeżą mi się na głowie. Na przykład pociągiem z "małej kolejki" (zlikwidowana stacja kolejowa Nowe Miasto Południe przy ul. Jagiellońskiej, na linii Nowe Miasto - Zajączkowo Lubawskie - Lubawa) dwa lub trzy razy do roku, w czerwcu, jechaliśmy nad jezioro do Tyliczek. Nigdy nie kupowaliśmy biletów, zawsze zaśpiewaliśmy "panom kolejarzom" kilka piosenek, a to ich rozbrajało. Zresztą jak tu odmawiać siostrze zakonnej w obecności gapiących się pasażerów? Nad jeziorem praktycznie nie było żadnych ograniczeń: spora gromada dzieciaków natychmiast rozbierała się do majtek i wskakiwała do wody. O utrzymaniu jakiejkolwiek dyscypliny nie mogło być mowy. Siostry w swoich ciężkich, czarnych habitach i wielkich kornetach (później - welonach) obserwowały nas z brzegu i uśmiechały się dobrotliwie. To, że w trakcie tych wypadów do Tyliczek nigdy nie zdarzył się żaden wypadek, jest chyba jeszcze jednym dowodem na istnienie Boga. Dalszy ciąg w kolejnym wpisie.

      Ocena komentarza: warty uwagi (2) ! - + odpowiedz na ten komentarz

    3. emigrant zarobkowy, sercem nowomieszczanin #874902 | 95.49.*.* 8 lis 2012 01:30

      Ulica Działyńskich jeszcze w latach 60-tych nazywała się Pod Lipami. Tuż za budynkiem Zakładu Energetycznego znajdowała się Łaźnie Miejska. Jako gówniarz byłem tam raz na dwa tygodnie rytualnie prowadzany na kąpiele w prawdziwej wannie (na co dzień musiało wystarczyć ochlapanie buźki, rączek i nóżek w miednicy z podgrzaną na węglowej kuchni wodą). Zapach wszechobecnej tam gorącej pary czuję do dziś. Talony do łaźni mama dostawała z pracy, ale można też było zwyczajnie zapłacić za kąpiel w kasie. Do dziś pamiętam łomot w drzwi kabiny i wrzask kobiety obsługującej łaźnię: "Jeszcze tylko dwie minuty, proszę wychodzić z wanny!". Dalszy ciąg w kolejnym wpisie.

      Ocena komentarza: warty uwagi (2) ! - + odpowiedz na ten komentarz

    4. emigrant zarobkowy, sercem nowomieszczanin #874900 | 95.49.*.* 8 lis 2012 01:01

      Wzdłuż ulicy Mickiewicza płynęła sobie leniwie rzeczka (obecnie zabudowana), zwana potocznie Styksem. Pełniła ona niejako "z urzędu" funkcję miejskiego rynsztoka, więc cuchnęła niebotycznie. Kiedy na boisku ogólniaka kopaliśmy piłkę i w ferworze gry przefrunęła ona przez płot lądując w Styksie, misja wyciągnięcia jej stamtąd wiązała się z nie lada poświęceniem. Przy okazji: dopiero na przełomie lat 60-tych i 70-tych do budynku ogólniaka została doprowadzona woda. Do tego czasu korzystało się z ogromnego jak stodoła, zbudowanego z czerwonej cegły szaletu, pozbawionego nawet zimnej wody. Rolę pisuarów pełniła ściana, a mocz spływał do wydrążonego w posadzce kanału i dalej do Styksu. Kibelki "siedzące" przypominały klasyczne, cuchnące "sławojki" i chyba nigdy nie były opróżniane ani czyszczone. Były za to non stop wentylowane (wielki otwór na zewnętrzne wrota nigdy nie miał żadnych drzwi, a do tego na dachu były wieżyczki - kominy wentylujące. Zimą więc (a zimy wówczas potrafiły być mroźne) nie było aż tak wielkiego smrodu, ale mróz był równie niemożliwy do zniesienia. Dalszy ciąg w kolejnym wpisie.

      Ocena komentarza: warty uwagi (3) ! - + odpowiedz na ten komentarz

    5. emigrant zarobkowy, sercem nowomieszczanin #874896 | 95.49.*.* 8 lis 2012 00:48

      Widoczna na zdjęciu nr 9 brama cmentarna u zwieńczenia dawnej Promenady istniała jeszcze w latach 70-tych ( do samego końca jej istnienia budowano na niej trzeci ołtarz na procesję Bożego Ciała). Róg cmentarza między drogami prowadzącymi w kierunku Olsztyna oraz Grudziądza był wówczas "kanciasty" (regularny kąt 90 stopni). Bramę zlikwidowano w związku z jego "zaokrągleniem" (szczątki z likwidowanych grobów z narożnika ekshumowano, co stanowiło w mieście nie lada sensację). Sama historia tego "zaokrąglenia" też jest ciekawa. Jest ona związana ze zmianami w organizacji ruchu w Nowym Mieście. Otóż jedyna możliwość ruchu tranzytowego przez Nowe Miasto (oczywiście, nieporównanie mniejszego niż obecnie) to obukierunkowy przejazd ulicami 3 Maja (wówczas 1 Maja) i 19 Stycznia, przez Rynek. Ulica Mickiewicza była wówczas niewiele znacząca peryferyjną uliczką, ważną wyłącznie z tego względu, że przy niej mieścił się szpital oraz całkiem spory Zakład Mleczarski. Ulica ta łączyła się z dzisiejszą ulicą 3 Maja poprzez niewielką, lecz dwukierunkową i przelotową ulicę Kościuszki. Dopiero na przełomie lat 60-tych i 70-tych główny ruch tranzytowy puszczono troszkę tylko zmodernizowaną wąziutką ulicą Mickiewicza, dalej wąziutką ulica Kościuszki, a potem obecną 3 Maja do cmentarza. Ruch przez centrum miasta był dzięki temu znacznie mniejszy, lecz nadal dwukierunkowo dopuszczalny. Dopiero w okolicach połowy lat 70-tych wykupiono grunty i zburzono budynki pod poprowadzony od podstaw, nowoczesny jak na warunki ówczesnego Nowego Miasta odcinek od obecnego ronda przy cmentarzu do skrzyżowania z ulicą Mickiewicza. I dopiero przy tej właśnie okazji "zaokrąglono" róg cmentarza i zburzono bramę. Dalszy ciąg w kolejnym wpisie.

      Ocena komentarza: warty uwagi (3) ! - + odpowiedz na ten komentarz

    6. emigrant zarobkowy, sercem nowomieszczanin #874890 | 95.49.*.* 8 lis 2012 00:38

      Małe sprostowanie do tekstu, a konkretnie - do fragmentu: "Promenade Strasse, która stała się potem ulicą Kościuszki". Rzecz jasna, chodzi o obecna ulicę 3 Maja, a nie Kościuszki. Galeria jest super, wywołuje sentymentalne wspomnienia. Szkoda tylko, że nie opisano jej datami, choćby przybliżonymi. Jestem pewien, że fotografie 11 i 14 wykonane zostały już po 1945 roku. Mam widokówkę przedstawiającą ten sam fragment miasta z podobnego ujęcia. W budynku, w którym w tej chwili mieści się salon optyczny p. Zakrzewskich mieścił się wówczas bar mleczny, a wejściem od klatki schodowej wchodziło się do niewielkiego biura Stronnictwa Demokratycznego. Partia ta powstała i zaczęła się organizować w 1939 roku, po wybuchu wojny aż do jej końca działała konspiracyjnie pod kryptonimem "Prostokąt" w strukturach Polski Walczącej, odtajniła się dopiero w 1944 roku jako sojusznik PPR (później PZPR). Struktury lokalne w niewielkich miejscowościach zaczęła budować dopiero w 1946 roku. Otóż widoczna na fotografiach na bocznej ścianie wspomnianego przeze mnie budynku wisi tablica ogłoszeń, kiedy się fotografię 11 powiększy, z trudem można odczytać napis na ramie tablicy: "Stronnictwo D" (dalszy ciąg drugiego słowa jest "obcięty"). Na posiadanej przeze mnie fotografii ten napis jest doskonale widoczny w całości. O powojennym pochodzeniu tych dwóch fotografii świadczą również stroje mężczyzn widocznych na zdjęciu 14 (tego typu krój garniturów przed wojną był dopiero lansowany przez żurnale i uchodził za dosyć ekstrawagancki). Dalszy ciąg w kolejnym wpisie.

      Ocena komentarza: warty uwagi (3) ! - + odpowiedz na ten komentarz

    7. mieszkaniec #673152 | 178.36.*.* 14 maj 2012 22:23

      Ach, jaka szkoda, że dziś nie jest tak pięknie.....

      ! - + odpowiedz na ten komentarz

    8. lubawianin #488965 | 109.95.*.* 24 gru 2011 17:44

      nic tam sie prawie nie zmieniło od lat 20 ubiegłego wieku :)

      ! - + odpowiedz na ten komentarz

    9. pel #467234 | 192.168.*.* 6 gru 2011 08:58

      Brama Łąkowsko-lubawska, przez niektórych nazywana Lubawską, a przez innych Łąkowską - jak kto woli ;)

      ! - + odpowiedz na ten komentarz

    10. ciekawy #467199 | 83.9.*.* 6 gru 2011 08:20

      A dlaczego nie brama łąkowska?

      ! - + odpowiedz na ten komentarz

    11. była uczenica #466796 | 46.134.*.* 5 gru 2011 20:12

      bardzo lubię to miasteczko chodziłam tam do szkoly mam miłe wspomnienia jest to ładne i śliczne miasto polecam tam można spedzić spokojnie wolny czas

      ! - + odpowiedz na ten komentarz

    12. nm #466778 | 83.9.*.* 5 gru 2011 19:57

      Piękna ta promenada.Chciałoby się cofnąć w przeszłość!!!!

      Ocena komentarza: warty uwagi (1) ! - + odpowiedz na ten komentarz

    Polecamy