Co lubił cesarz Wilhelm? Przebywać w towarzystwie żołnierzy i polować. Powiedzieć jednak o nim, że był myśliwym, byłoby wielce obraźliwe dla współczesnych myśliwych. Kajzer bardzo lubił strzelać w naszych okolicach.
„To najpiękniejszy rejon mojej monarchii” — tak miał powiedzieć zachwycony Wilhelm II, gdy przybył po raz pierwszy do podelbląskich Kadyn.
„Kadyny są perłą romantycznych wzniesień nad brzegiem Zalewu. Od wschodu otaczają je amfiteatralnie porośnięte lasem wzgórza, a od zachodu Zalew Wiślany zamyka starą równinę nadbrzeżną, na której leży piękna rezydencja szlachecka. Tak że nadzwyczaj uroczy krajobraz wybrzeża ujęty jest w ramy niczym obraz” — pisał z kolei niemiecki autor cytowany przez Wojciecha Kujawskiego w książce „Zalew Wiślany”.
Po ponad 150 latach Kadyny nadal zachwycają. Stanowią też niezłe wyzwanie dla rowerzystów, którzy wracają z nich do Elbląga. Podjazd naprawdę wymaga włożenia w niego sporego (przynajmniej w moim wieku) wysiłku. Ale za to zjazd to prawdziwa frajda.
Jeżeli ktoś na rowerze wybierze się do Kadyn z Elbląga przez Pagórki to po drodze może zerknąć na kamień, który zaświadcza o tym, że cesarz odwiedził Kadyny po raz pierwszy 2 czerwca 1899 r. Na pamiątkę tego wydarzenia, przy drodze z Łęcza do Pagórek do obelisk z dedykacją: W tym miejscu, Jego Majestat - nasz Najjaśniejszy Pan, po raz pierwszy przybył do Kadyn, 2.6.1899.
Bażyński, czyli Baysen
Kadyny do historii weszły dwa razy. Za pierwszym razem za sprawą Jana Bażyńskiego, czyli Johannesa/Hansa von Baysena, który, używając dzisiejszej nomenklatury, był Niemcem i możliwe, że jako 20-latek walczył z Polakami i Litwinami pod Grunwaldem. Potem zmienił jednak zdanie i stanął przy Polsce przeciwko Krzyżakom.
W lutym 1454 roku stał na czele delegacji stanów pruskich, która przybyła do Krakowa w 1454 roku, aby prosić króla Kazimierza Jagiellończyka o inkorporację ziem państwa krzyżackiego.„Albo tobie, jeżeli nas pod twą władzę przyjmiesz, albo nieprzyjaciołom, jeśli nami wzgardzisz, służyć będziemy” — powiedział wtedy proroczo. I jego syn służył już Krzyżakom. Jego rodzina władała Kadynami przez następne 200 lat. Na cześć Jana Bażyńskiego stojący we wsi ponad 700 letni dąb nazwano jego imieniem.
Ptaszek za 1300 euro
Naprawdę wielki świat zawitał do Kadyn w końcu XIX wieku, kiedy posiadłość nabył cesarz Wilhelm II. Stało się to z korzyścią dla ludzi, ale było nieszczęściem dla zwierząt.
Cesarz najsamprzód przebudował stojący we wsi pałacyk i zabudowania folwarczne.
Zajął się też jednak wsią, którą postanowił przekształcić w modelowy wzorzec. Zatrudnił do tego architekta Conrada Steinbrechta, który wcześniej zajmował się renowacją zamku krzyżackiego w Malborku.
„W roku 1867 istniały w tym rejonie 24 domy mieszkalne i 23 budynki gospodarcze, głównie drewniane i konstrukcji ryglowej. Zabudowę całkowicie wymieniono na przełomie XIX i XX wieku. Z inicjatywy cesarza powstał jednolity projekt opracowany przez architektów berlińskich. Zgodnie z jego ustaleniami wymieniono gruntownie stare budynki na nowe.
(...). Nowe domy mieszkalne budowano według identycznego wzoru — murowane z czerwonej, spoinowanej cegły, przeznaczone dla dwóch rodzin, na parterze miały po dwa pokoje mieszkalne, kuchnię i komorę, na parterze jeden pokój dla każdej rodziny. Domy ogrodzono oraz dodano do nich budynki gospodarcze: komórkę, wędzarnie, obórkę na jedną krowę (...). Zabudowę mieszkalną uzupełniały obiekty użyteczności publicznej: szkoła, dom starców i poczta” — pisze Dariusz Barton w „Przewodniku krajoznawczym z myszką po Wysoczyźnie Elbląskiej”.
„Kadyny zostały przeistoczone we wzorcową wieś zgodnie z dominującymi w ówczesnej polityce społecznej najnowszymi teoriami dotyczącymi zaspokajania potrzeb robotników i chłopów, zapewniania im godnych i higienicznych warunków życia i pracy, zabezpieczenia socjalnego, łącznie z ubezpieczeniami społecznymi. 27 stycznia 1906 roku cesarz z okazji swych urodzin wydał decyzję o objęciu wszystkich pracowników Kadyn ubezpieczeniem zdrowotnym, emerytalnym i rentowym, wprowadził zachęty do oszczędzania, zakładając kadyńskim dzieciom książeczki oszczędnościowe, i wprowadził fundusz nagród pracowniczych” — wyjaśnia Małgorzata Omilanowska w pracy „Cesarz Wilhelm II i jego inicjatywy architektoniczne na wschodnich rubieżach Cesarstwa Niemieckiego”. Te domy przetrwały do tej pory.
W majątku mieściła się też cesarska manufaktura, w której wyrabiano ceramikę artystyczną, a do której maszyny sprowadzono ze słynącej z produkcji porcelany Miśni. Można ją czasami znaleźć np. na eBayu. Cenny wahają się w granicach 1-2 tysięcy, np. za widoczny poniżej wazon z monogramem „S.M. KAISER WILHELM II” trzeba zapłacić 775 euro, a za figurkę ptaszka aż 1300. Wytwórnia przetrwała 1945 rok i działała w różnych formach do końca lat 80. Potem wraz z folwarkiem stała się własnością prywatą. Dzisiaj odnowiono jej działalność. Stare wyroby z Kadyn można obejrzeć w muzeum w Elblągu, w budynku gimnazjum.
Kadyny były więc cesarską wsią pełną gębą, także w wersji kolejowej. Po połączeniu koleją Elbląga z Braniewem w Kadynach powstał peron, ale nie zwykły, ale cesarski. Zwykłe pociągi nie zatrzymywały się w Kadynach. To był przywilej zarezerwowany wyłącznie dla pociągu cesarskiego. Dlatego zwykli ludzie wysiadali w odległym o 2 km od Kadyn Pęklewie. W kocu jednak maluczkim zezwolono na wysiadanie w Kadynach, ale tylko pod nieobecności członków rodziny cesarza.
Jeleń szlachetny, kapitalny
Wilhelm II był zapalonym myśliwym. W Prusach chętnie polował w okolicach Kadyn, Prakwic koło Dzierzgonia i w Puszczy Rominckiej. »Wilhelm II strzelał bez opamiętania. Zabijał nie tylko dla myśliwskich trofeów, ale też dla zwykłej satysfakcji z oddania celnego strzału. Nie oszczędzał osobników starych, niedojrzałych, chorych ani takich o mało wyróżniającym się porożu. W miejscach, w których padły, słudzy wbijali pamiątkowe słupy.
Tam, gdzie cesarz położył „kapitalne rogacze”, umieszczali bardziej okazałe kamienie z wyrytą inskrypcją. Szacuje się, że takich słupów w okolicach Prakwic było ponad czterysta, kamieni ponad sto. Jedno ze źródeł podaje szczegółową statystykę niektórych lokalnych dokonań myśliwskich Wilhelma« — pisze Filip Springer w książce „Mein Gott, jak pięknie”.
Cesarz lubił też polować w okolicach śląskiego Raciborza. To tam doszło do skandalu, który nadszarpnął wiarę poddanych w jego myśliwskie zdolności. Otóż w czasie polowania, które odbyło się tam w 1910 roku, cesarz w ciągu około pięciu godzin ustrzelił 738 bażantów, trzy głuszce, po jednym zającu i sójce. Cesarz trafiał więc 2,5 razy na minutę. Jako że nie wszystkie strzały były zapewne celne, więc musiał zużyć ponad tysiąc naboi. Niedługo potem w czasopiśmie „Myślistwo w Słowach i Obrazach” ukazała się informacja, że podczas polowania bażanty trzymano w koszach i jak tylko cesarz zajął stanowisko, natychmiast je wypuszczono, znacznie tym samym ułatwiając Wilhelmowi zadanie.
Ile zwierząt ustrzelił w swoim życiu Wilhelm? Zapewne kilkanaście tysięcy, tym bardziej, że strzelał do wszystkiego, na przykład do wron. Kochał jednak strzelać do większych zwierząt. W Puszczy Rominckiej znajduje się „głaz dwutysięczny” — to najsłynniejszy głaz Wilhelma, upamiętniający 2000. jelenia byka strzelonego przez cesarza. Napis na głazie w tłumaczeniu na język polski brzmi: „Darzbór! Z tej ambony Jego Wysokość Cesarz i Król Wilhelm II upolował swego 2000. jelenia szlachetnego, kapitalnego czternastaka 28 września 1912”.
„W tym czasie miał Cesarz około 2000 jeleni zabitych (fakt zabicia dwutysięcznej sztuki został utrwalony na sztucerze), a za każdym razem te same hymny pochwalne i ta sama sceneria. Nie pojmuję, w jaki sposób mogło mu się to nie znudzić” — wspominał Julian Fałat, jeden z najwybitniejszych polskich akwarelistów, który spędził czternaście lat jako nadworny malarz cesarza.
Zalewu mogło nie być
Dzisiaj Kadyny to popularna wieś turystyczna. Takie też funkcje pełnią dawny folwark i cesarski pałacyk. A bycząc się na plaży w Kadynach, można się cieszyć, że nie udał się pewien polski, a potem niemiecki pomysł.
Bo zalewu mogło nie być. Takie pomysły pojawiły się na dwadzieścia lat przed tym, nim kajzer odkrył dla siebie Kadyny. W 1932 r. zwróciła się do niego Rada Miasta Elbląga. Na jej zlecenie opracowano „Memoriał w sprawie osuszenia Zalewu Wiślanego i przekopu przez Mierzeję Wiślaną w rejonie Krynicy Morskiej”. Dwaj inżynierowie zaproponowali osuszenie nieco ponad 60% zalewu. W ramach projektu powstać miały również dwa kanały. Jeden łączyć miał Elbląg i Krynicę Morską z wyjściem na Morze Bałtyckie, a drugi prowadzić z Elbląga skrajem polderów od strony Wysoczyzny Elbląskiej do Królewca. Miano w ten sposób uzyskać 54 tys. hektarów żyznej ziemi, na której gospodarowałoby 13 tys. rodzin.
Po wojnie kilka razy wracano do tego pomysłu, ale Rosjanie nie byli zainteresowani takim projektem. A skończyło się na tym, że przekopaliśmy Mierzeję, a Rosjanie mogli sobie tylko poprotestować.
Igor Hrywna
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez