Co było pierwsze, jest teraz schowane pod wodą.

2025-09-17 09:24:00(ost. akt: 2025-09-17 11:20:17)

Autor zdjęcia: Andrzej Sprzączak

"Dla przybywających tu imponujące jest pierwsze wrażenie, całkowicie odurza wzniosłością i dostojeństwem dębów,gdy powoli budzi się świadomość, człowiek odnajduje siebie jako nieskończoną małą istotę, a park wydaje się boską salą, której kolumnami są pnie drzew, sklepienie zaś tworzą ich korony" — pisał o tej miejsowości Max Toppen w swojej "Historia Mazur".

Pierwszą budowlę Lehendorfowie postawili w Sztynorcie na nie istniejącym obecnie półwyspie Dargin. Prace budowlane nad wieżą o charakterze mieszkalno-obronnym rozpoczął Fabian von Lehendorf (1468-1545). Pochłonęła ją woda.

— Zniszczenia niedokończonej rezydenci dokonał podnoszący się poziom wód związany z budową tamy w pobliżu Węgorzewa, która miała chronić zamek i polepszyć pracę zamkowych młynów. Podniesienie poziomu jeziora Mamry spowodowało przebicie półwyspu,na którym leży Sztynort i powstanie cieśniny wodnej nazywanej jeziorem Kirsajty. Ruiny tej pierwotnej rezydencji znalazły się pod wodą w odległości około 620 metrów od obecnego brzegu półwyspu. Miejsce to na współczesnych mapach oznaczone jest na akwenie jeziora Dargin jako "Głazy Sztynorckie" — pisze Miłosz Walerzak w książce "Gładysze, Kamieniec, Słobity, Sztynort. Ogrody barokowe przy rezydencjach dawnych Prus".

Skądinąd niedaleko, bo koło wyspy Upałty na Północnych Mamrach, na głębokości ponad 30 metrów spoczywa żelazny wrak "Arabella". To stary holownik, który później przebudowano na jacht żaglowy. W 1993 roku został oczyszczony, pozbawiony niebezpiecznego wyposażenia i zatopiony. Teraz to atrakcja nurkowa i miejsce do prowadzenia podwodnych ćwiczeń.


Kolejną zniszczyli Tatarzy w 1656 roku. Nową, która zbudowała w końcu XVII wieku Maria-Eleonora von Lehndorf. Był tam też wspaniały ogród, który zachwycał, ale i budził zazdrość u biskupa Ignacego Krasickiego. Biskup i hrabia toczyli między sobą ogrodniczą rywalizację, ale też współpracowali.

"Proszę Cię, Panie Hrabio, żebyś zechciał przyjąć tę paczuszkę jabłek tyrolskich: przechowały się one dość dobrze, a gdy posiejesz pestki, może z czasem te jabłka rodzić będą w Twoich ogrodach. " pisał Krasicki do Lehendorfa, co przypomina Jerzy Łapo w książce "Sztynort. Blaski i cienie. Przewodnik kulturowy". W tym samym czasie w styczniu 1784 roku w Sztynorcie podjęto próby próby związane z z puszczaniem balonów na ogrzane powietrze. W Warszawie taki balon wzniósł się po raz pierwszy 12 lutego 1784 roku.

Rezydencję wielokrotnie przebudowywano i rozbudowywano aż stała się znana w całych Prusach i budziła powszechny zachwyt.

Sztynort z lotu ptaka

— Perłą w tym wieńcu czarujących widoków jest półwysep z zamkiem rodowym hrabiów von Lehndorfów - Sztynortem, z lasami, osadami, ogrodami i linią brzegowa oraz wyspa Upałty ze swoim założeniem parkowym i altanami. Nawet ten co widział dużą część Europy - powiada słusznie Georg Christoph Pisanski - musi zaliczyć ogrody Sztynortu wraz z ich otoczeniem do najprzedniejszych rzeczy, jakie można ujrzeć — pisał Max Toeppen w wydanej w 1870 roku "Historii Mazur".

Jednak nie wszystkim pałac przypadł o gustu. — Naszymi najbliższymi krewnymi byli Lehendorfowie ze Sztynortu, który bez wątpienia był najpiękniejsza posiadłością w Prusach Wschodnich. Pałac, który po śmierci Asahverusa Lehendorfa w 1686 roku, wybudowała jego żona, wdowa Maria-Eleonora Donhoff z Friedrichstein nie był szczególnie piękny, gdyż późniejsze dobudowy znacznie naruszyły jego harmonię, za to fantastyczne krajobrazy nie miały sobie równych — wspominała Marion hrabina Dönhoff, która z uwagi na swoje poglądy była po wojnie nazywana "czerwoną hrabiną".

Hrabina współtworzyła tygodnik "Die Zeit”, była przez 4 lata jego redaktorem naczelnym. Na jego łamach promowała denazyfikację i pojednanie z Polską. Jako jedna z pierwszych publicznie uznała granicę na Odrze i Nysie. Od 1995 roku jest patronką Społecznego Liceum Ogólnokształcącego w Mikołajkach.

I to do jej zdania przychylają się autorzy prześwietnej książki '"Pałace i dwory dawnych Prus Wschodnich".

— Sztynort to ciągle jedno z niewielu prawdziwie magicznych miejsc...Architektura pałacu, otoczona wielkim, starym parkiem, jest przedziwna, może niezbyt ładna, niemniej w sposób harmonijny odzwierciedla różne epoki historyczne, style, gusty właścicieli. Specyficzny nastrój - "duch miejsca" - tworzy niewątpliwie bardzo interesująca, kilkusetletnia historia, pełna ciekawych postaci, zdarzeń dobrych i tragicznych oraz oczywiście tajemnic" — piszą Małgorzata Jackiewicz-Garniec i Mirosłąw Garniec.

W sztynorckim pałacu bywał nie tylko biskup Krasicki, ale też Wojciech Kętrzyński (1838-1918), który odrzucił swoje niemieckie imię i nazwisko (Adalbert von Winkler), kiedy dowiedział się, że jego ojciec był Polakiem. Jako student, otrzymywał stypendium hrabiny Lehndorff. — Kętrzyński po studiach nie mógł znaleźć pracy — mówił Gazecie Olsztyńskiej dr Jerzy Marek Łapo przy okazji wydania przewodnika kulturowy „Sztynort blaski i cienie”. — Krążył po dworach, porządkując księgozbiory. W przypadku Sztynortu była to forma podziękowania dla sponsorki. Jednocześnie było to też poznawanie kultury mazurskiej.

"Na pozór jest dzisiaj Sztynort wieś niby niemiecka, za lat kilkanaście będzie nią w rzeczywistości. Starsi ludzie prawie bez wyjątku mówią jeszcze w domu po polsku i chodzą do Rosengartu (Radziej) na nabożeństwa polskie z dziećmi zaś mówią tylko po niemiecku" - zauważył wtedy Kętrzyński .

Ostatnim właścicielem pałacu z rodu Lehndorffów był Heinrich von Lehndorff. Hrabiego zabili rodacy w 1944 r. za udział w spisku na życie Hitlera. Prawdziwy wstrząs wywołała u niego egzekucja Żydów w 1941 roku. Hrabia nie dopuścił do rozdzielenia rodzin polskich robotników przymusowych skierowanych do jego majątku Jego żona co sobotę dostarczała im dodatkową porcję żywności z własnych zasobów.

W 2009 roku, w stulecie jego urodzin przed pałacem, w obecności jego czterech córek odsłonięto pamiątkowy głaz. Znalazła się na nim tablica z inskrypcją. Znajduje się na niej fragment pożegnalnego listu hrabiego do żony:

"Stajemy w obliczu daleko idących przemian, pod wpływem których nasze dotychczasowe życie stopniowo odchodzi w niebyt, ustępując miejsca całkowicie odmiennym normom".

W pałacu przez wieki nagromadzono wiele cennych dzieł sztuki, obrazów, gobelinów, mebli czy porcelany. Na rozkaz ministra spraw zagranicznych Rzeszy von Ribbentropa część z nich spakowano do dwóch wagonów pod koniec 1944 roku wywieziono. Hrabiemu dokwaterowano go na siłę, aby ten miał blisko do Wilczego Szańca.

Rosjanie, choć mieli to w zwyczaju, nie zniszczyli pałacu. Pewnie dlatego, że zamierzali w nim pozostać dłużej. Kiedy odchodzili w 1947 roku to co zostawili (np. kilka obrazów) zostało zabezpieczone przez Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie. I już do Sztynortu nie powróciły. Na przykład stojący niegdyś na polanie parkowej 13. tarczowy zegar słoneczny z 1741 roku, można zobaczyć obecnie na dziedzińcu Muzeum Prus Górnych w Morągu.


Sam pałac i jego otoczenie niszczały. Dość wspomnieć, że około 1957 roku w parku za pałacem spalono ostatki tutejszego księgozbioru i archiwum. Dzieła sztuki trafiały też do skupu złomu. Tak stało się z płytą nagrobną Paula Lehndorfa 1410-1467, który mocno przyczynił się do tego, że Warmia w 1466 roku weszła w granice Rzeczypospolitej. Pochowano go w Braniewie w kościele św. Katarzyny.
Kościół zniszczono w 1945 roku i gruzy przysypały nagrobek. W czasie odgruzowywania świątyni (należała do państwa a nie kościoła) trafił do skupu złomu, gdzie odnalazł go i ocalił konserwator. Teraz można go obejrzeć na lidzbarskim zamku.

Sam pałac i jego otoczenie przez kilkadziesiąt lat niszczały. Administrował nim PGR. Potem pałac odkupiła prywatna spółka z Warszawy. Nie miała jednak pieniędzy na odnowienie pałacu i ostatecznie jesienią 2009 roku przekazała go Polsko-Niemieckiej Fundacji Ochrony Zabytków i Kultury, która od tego momentu konsekwentnie go remontuje i odnawia.

"W Sztynorcie cały czas coś się dzieje. Do końca września ma być już ukończona renowacja elewacji, w tym drzwi wejściowych. Poza tym cały czas trwa restauracja klatki schodowej — właśnie zabraliśmy się za te jej części, które dotychczas czekały na swoja kolej. Restaurujemy też i odkrywamy kolejne freski i malowidła wewnątrz pałacu. Poza tym stale dbamy o dach — tak, by w razie deszczu do środka nie dostała się żadna woda. Natomiast za pieniądze przyznane przez Bundestag wykonujemy wszystkie prace ratujące pałac, przede wszystkim stabilizujemy więźbę dachową" — podkreśla
Wojciech Wrzecionkowski, przewodniczący Polsko-Niemieckiej Fundacji Ochrony Zabytków i Kultury.

Przy okazji remontu pałacu cały czas odkrywane są jego tajemnice. Ostatnio w czasie prac konserwatorskich odkryto tam tajemnicze malowidło, na którym preży się w ciemnościach jakieś rogaty demon czy może bóstwo.


W odnowionych dawnym spichlerza mieści się teraz restauracja i Multimedialne Centrum i Żeglarstwa i Ekologii „Memuak”. Skąd nazwa ? To lokalne określenie, które oznacza po prostu spichlerz — miejsce do przechowywania różnych rzeczy.

— W naszych interaktywnych ekspozycjach staramy się ukazywać nie tylko bogactwo natury i tradycji regionu, ale także tworzyć przestrzeń dla lokalnej społeczności oraz pasjonatów historii i żeglarstwa — przekonywała w "Gazecie Olsztyńskiej" Marta Bura-Janowska, koordynator muzeum.


Sztynort to nie tylko pałac. Dla wodniaków to przede wszystkim największy port jachtowy (450 miejsc) i wioska żeglarska. Z "naj" mamy tam jeszcze najdłuższy na Mazurach, 128 metrowy most, który jest jednocześnie punktem widokowym na jeziora Dargin i Kirsajty.

Żeglarze z Mamr na jezioro Sztynorckie, gdzie mieści się wspomniany port mogą dostać się długim na 200 metrów i szerokiego na 16 metrów Kanałem Sztynorckim, który teraz zostanie przebudowany. W sierpniu 2025 roku ogłoszono przetarg na opracowanie dokumentacji projektowej. Rozpoczęcie prac zaplanowano w 2027 lub 2028 roku.


— Teren Półwyspu Sztynorckiego charakteryzuje się przepiękny malowniczym krajobrazem. Można wręcz powiedzieć, że jest on miniaturą całego regionu mazurskiego. Znajdujemy tam stawy i małe Jezioro Sztynorckie, otwarte przestrzenie pól i łąk skontrastowane z bagnami oraz lasami z przepięknym starodrzewem - namiastką dawnej puszczy sztynorckiej — pisze Miłosz Walerzak we wspomnianej już książce "Gładysze, Kamieniec, Słobity, Sztynort. Ogrody barokowe przy rezydencjach dawnych Prus".

Sztynort słynie bowiem nie tylko z pałacu i portu, ale też dębów, które zaczęto tutaj sadzić w 1650 roku.

— Kulminacją wszystkich cudowności na Mazurach jest jezioro Mamry z przylegającymi do niego lasami dębowymi z głębokimi zatokami oraz wyspami i przede wszystkim parkiem w Sztynorcie. Dla przybywających tu imponujące jest pierwsze wrażenie, całkowicie odurza wzniosłością i dostojeństwem dębów,gdy powoli budzi się świadomość, człowiek odnajduje siebie jako nieskończoną małą istotę, a park wydaje się boską salą, której kolumnami są pnie drzew, sklepienie zaś tworzą ich korony —
Pisał Max Toppen w swojej "Historia Mazur".

I choćby dla tych dębów, które dotrwały do dzisiejszych czasów warto przyjechać do Sztynortu na spacer.

Igor Hrywna