"Pragnę tylko ciebie" pisał 38-latek do 21-latki

2025-06-05 08:31:00(ost. akt: 2025-06-05 08:55:33)

Autor zdjęcia: Pixabay

Niewielkiego wzrostu mężczyzna kazał zatrzymać konwój na wzgórzu. Spojrzał na wieże pałacu i powiedział: „Zostawiłem tam serce.”
"Nie widziałem nikogo prócz Ciebie”

Kiedy 1 kwietnia 1807 r. cesarska świta wjechała do Finckensteinu czyli Kamieńca , Napoleon miał za sobą burzliwy związek z Józefiną i mnóstwo flirtów. Młodziutka, 21-letnia hrabina Maria Walewska przybyła tutaj z Warszawy. Podobno z cichą misją od polskiej elity, by zjednać serce cesarza dla sprawy polskiej niepodległości. Z zachowanych listów cesarza wynika, że 7 stycznia 1807 (jeszcze w Warszawie) napisał do niej: „Je n’ai vu que toi, je n’ai admiré que toi, je ne veux que toi”, czyli „Nie widziałem nikogo prócz Ciebie, nie podziwiałem nikogo prócz Ciebie, nie pragnę nikogo prócz Ciebie.”
Korsykanin miał wtedy 38-lat, Polka miał wtedy 21-lat.


Nic więc dziwnego, że już pierwszego wieczoru w Sali Lustrzanej Napoleon przystąpił do romansowej, skutecznej ofensywy ofensywy. I tak razem spędzili kilka upojnych tygodni. Napoleon już po kilku dniach kazał przygotować dla Marii komnaty w wieży wschodniej, by – jak pisał do Berthiera – „chronić anioła od zgiełku sztabowych korytarzy”. I co noc chadzał tam sekretnym korytarzem z biblioteki.

Czy dla kochliwego cesarza był to tylko jeden z przelotnych romansów? Chyba nie. „Nie jest zwykłą faworytą, to mój ambasador serca; gdy na nią patrzę, widzę przyszłą wolną Polskę.” — pisał. I zwierzał się : ministrowi policji: „Maria to lilia pośród ruin Północy; jej obecność napełnia zapachem te chłodne mury i przypomina żołnierzowi, że piękno jest zwycięstwem większym niż bitwy.”


W maju Napoleon ofiarował Marii pierwszą różę z pałacowej oranżerii, co odnotował przez pałacowy ogrodnik Christian Köhler w dzienniku: „Sam cesarz, w mundurze feldmarszałka, odciął różę srebrnym sekatorem” — napisał. Cesarz kochance wręczył kwiat, mówiąc ponoć: „Niosę ci symbol pokoju, który wyrośnie dla twojej ojczyzny”.

Przez 52 dni pobytu cesarz i polska hrabina spotykali się niemal co wieczór. Rankami spacerowali aleją lipową w parku. Straż miała rozkaz wtedy dyskretnie odwracać wzrok. Pożegnali się 6 czerwca 1807 r., Napoleon ruszył na wschód. Jak zanotował generał Savary, Napoleon zatrzymał konwój na wzgórzu nad Suszem, spojrzał na wieże pałacu i powiedział: „J’ai laissé mon cœur derrière ces murs.” – „Zostawiłem tam serce.”

Romans nie zakończył się jednak w Kamieńcu. Maria Walewska odwiedzała cesarza w Paryżu, a w 1810 r. urodziła mu syna Aleksandra. Jednak to właśnie wiosna 1807 r., wśród mazurskich jezior i marmurów pruskiego Wersalu, dała początek jednej z najbarwniejszych – i najbardziej politycznych – historii miłosnych epoki.

Czy dziś, spacerując w cieniu ruin, można wciąż poczuć echo zapachu tamtych florenckich perfum, dźwięk francuskiego szeptu i zapach róży, która – jak głosi legenda – co roku zakwita wśród gruzów, przypominając o miłości cesarza i „ambasadorki polskiego serca” ? O tym musicie się już przekonać sami.


Dość powszechnie uważa się, że przed II wojną światową amerykańska wytwórnia filmowa Metro-Goldwyn-Meyer nakręciła w pałacu film o Napoleonie i Marii Walewskiej. Film na podstawie powieści Wacława Gąsiorowskiego "Pani Walewska" wyreżyserował Clarence Brown. Po analizie materiału filmowego okazało się jednak, że na użytek filmu zbudowano makietę pałacu. Była tak dokładna, że na filmie jest nie do odróżnienia od oryginału.


Tyle pokoi, ile dni w roku.

Pierwsze wiadomości o położonym ponad 25 kilometrów na północ od Iławy Kamieńcu Suskim pochodzą z 1301 roku. Pałac, w którym romansowali Maria Walewska i Napoleon Bonaparte zbudowano tam na zlecenie Conrada Finck von Finckenstein w stylu francuskiego baroku w latach 1716-1720.

Część środkowa pałacu miała wymiary 65,5 m x 83,5 m, dwupiętrowe skrzydła boczne zajmowały powierzchnię o jednakowych wymiarach 65,5 m x 83,5 m. Pałac był niezwykle piękny. Dach był pokryty lakierowaną na zielono dachówką. Całość dachu zdobiła frontowa attyka składająca się z czterech rzeźb: Jowisza, Junony, Herkulesa i Wenery.

W pałacu było tyle pokoi, ile jest dni w roku. A każdy urządzony w innej kolorystyce. Ceglany korpus z dwiema cylindrycznymi wieżami, 99 salami i rozległym parkiem był najwytworniejszą siedzibą Prus Wschodnich.Do pałacu z racji jej urody i otaczających pałac wspaniałych ogrodów i parku, przylgnęła nazwa wschodniopruskiego Wersalu.

Gdy linia Finckensteinów wygasła, w 1782 roku majątek i pałac przejęli ich krewni z dynastii Dohna-Schlobitten – odtąd piszący się Dohna-Finckenstein i władali nimi do stycznia 1945 roku.

Hrabia Alfred (1917-1988) 19 stycznia 1945 r. ewakuował rodzinę saniami, zabierając z pałacu tylko najcenniejsze rzeczy. W pałacu pozostały ciężkie marmurowe kominki, biblioteka i większość mebli.

22 stycznia 1945 r. do Kamieńca wkroczyła 5-a Armia Gwardyjska 3. Frontu Białoruskiego. Grupa żołnierzy napiła się wódki z przypałacowej gorzelni, po czym "rozgościła" w pałacu.

— Było przejmujące zimno, wspominała moja mama – opowiadał przed laty Gazecie Olsztyńskiej Jerzy Busch, którego mama pracowała przed wojna u Dohnów. — W jednej z komnat rozpalili ognisko i zaczęli wrzucać do niego kotary i meble. Wybuchł pożar i cały pałac stanął w płomieniach.

Później brygady trofiejne NKWD wykuły osiem wielkich marmurowych kominków, balustrady , sztukaterie, 2 żeliwne klatki schodowe i ponad 20 skrzyń innymi cennymi rzeczami zapakowały do wagonów i wywiozły do Rosji. Dwa z nich do dziś leżą w magazynach Ermitażu, o pozostałych niewiele wiadomo. O tym jak potężne były to kominki niech świadczy fakt, że załadowano je do 3 wagonów.

Rosjanie zostawili też sporo dla naszych szabrowników. — O tym, że z pomieszczeń pałacowych nie wszystko zostało wywieziono i spalone przekonałam się w 1965 roku...kiedy otrzymałam list z ofertą kupna trzech portretów z kamieńca. W tym czasie muzeum z braku pieniędzy nie prowadziło zakupów dawnego malarstwa. Pozostały mi trzy fotografie, wykonane w plenerze zabudowań podworskich...Przedstawiały Albrechta Konrada Finck vonFincensteina, fundatora pałacu, jego zięcia Ottona Adama von Vierck i panią von Blaspiel, urodzoną von Hoff — wspomina Małgorzata Jackiewicz Garniec w książce "Pałace i dwory dawnych Prus Wschodnich".

W latach 1948-1953 państwowe brygady rozbiórkowe systematycznie zdejmowały cegłę i granit. Resztki murów służyły za magazyn zboża i owczarnię.

Po 1990 r. ruinę przejął Skarb Państwa, potem trafiła w prywatne ręce. Jej ostatni właściciel uzyskał zgodę konserwatora na zabezpieczanie murów i rekonstrukcję skrzydła zachodniego. Jednocześnie
rozpoczął starania o zwrot 4 rzeźb z Kamieńca, które stoją teraz w centrum Iławy. Mowa o XVIII wiecznych posągach Jowisza, Junony oraz Meduzy i Herkulesa.Trafiły tam w 1976 roku dzięki księdzu Lucjanowi Gellertowi, który do pomysłu przeniesienia rzeźb do Iławy przekonał ówczesnego naczelnika miasta.


I stały tak sobie przez kolejne kilkadziesiąt lat, aż okazało się, że trzeba poddać je renowacji, bo są w fatalnym stanie. A wtedy okazało się też, że nie bardzo wiadomo kto jest ich właścicielem: miasto Iława czy też prywatny właściciel ruin w Kamieńcu. Bo kiedy przenoszono rzeźby z Kamieńca do Iławy nie przejmowano się specjalnie kwestiami własnościowymi. Obecny właściciel ruin rozpoczął starania o ich powrót do Kamieńca.

Alfred zu Dohna po wojnie zamieszkał w Niemczech. W 1968 roku odwiedził w Kamieńcu wspomnianą już Ernę Busch i jej syna. — Wspominali z mamą dawne czasy, ubolewał, że pałac jest w ruinie – opowiada Jerzy Busch, którego mama pracowała przed wojną u Dohnów. Z wizytą zajechał też hr. Ornano, prawnuk i biograf Marii Walewskiej. Szukał przedwojennych fotografii. — Pokazałem mu przedwojenna książkę o Kamieńcu. Pokazałem też miejsce, gdzie był jej pokój – mówił pan Jerzy.

Obejrzał wtedy ruiny pałacu, ale nie mógł już pomodlić się przy rodowej krypcie Dohna-Finckensteinów na cmentarzu w Kamieńcu. Ta bowiem została splądrowana w 1945 roku a szczątki przeniesiono w latach 50. do zbiorowej mogiły.

Igor Hrywna