W kawiarniach nie ma wojny

2025-10-07 08:30:00(ost. akt: 2025-10-07 08:30:35)

Autor zdjęcia: PAP/Mykola Kalyeniak

„Gdyby takie oferty były, usiadłbym i zastanowił się, jaki scenariusz mógłby opisywać to, jak przyjemnie jest w Moskwie i Petersburgu” – tak na pytanie o to, czy planuje kręcić film w Rosji, odpowiedział Woody Allen. Padło ono podczas Międzynarodowego Tygodnia Filmowego w Moskwie, którego ten był zdalnym uczestnikiem.
Akurat zbiegło się to w czasie z tym, że skończyłem czytać książkę o Petersburgu, a właściwie o Rosji, jaka w tym mieście siedzi i sobie na nas, na Polskę, Ukrainę i cały nasz świat, poziera. „Petersburg. Pokój i wojna” Grzegorza Ślubowskiego to osobisty esej, łączący reporterską obserwację z refleksją na temat współczesnej Rosji. Autor to były konsul generalny RP w w tym mieście, który sportretował je z godną podziwu dociekliwością.

„Książka Grzegorza Ślubowskiego to doskonała, bo uczciwa i wolna od moralizatorstwa, opowieść o mieście, w którym w kawiarniach siedzą obok siebie skrajni nacjonaliści, konformiści i starzy demokraci, którzy pozostali sobie wierni, ale przede wszystkim większość, która ma jedynie nadzieję, że wojna jej nie będzie dotyczyć” – pisze o „Petersburgu” Witold Jurasz. To też były dyplomata ze stażem w Mińsku i Moskwie. „To podróż w głąb zła, które inaczej niż w horrorze nie pojawia się nagle, a raczej narasta. Jest bezwzględne, ale też faluje. Choć wszechogarniające, bywa też niekonsekwentne, dzięki czemu gdzieś w tle jednak tli się nadzieja” – kontynuuje Jurasz.


Co interesuje tę milczącą większość? „Mieszkańców Moskwy i Petersburga interesuje przecież tylko to, co dzieje się w Moskwie i Petersburgu. Dopóki nikt ich nie zmusza, aby brali udział w wojnie, nic ich nie interesuje” – wyjaśnia Ślubowski. Bo te kilkaset tysięcy Rosjan, którzy zginęli na froncie, nie pochodzi z dużych rosyjskich miast. „To mieszkańcy Rosji C. Idą do armii dla pieniędzy, które dla nich są ogromne. To oni też giną dziesiątkami tysięcy, co zupełnie nie ma znaczenia ani dla rosyjskich władz, ani dla opinii publicznej” – dodaje autor „Petersburga”.

Jak podkreśla Ślubowski, na ulicach Petersburga nie widać wojny, życie toczy się normalnie, kawiarnie i restauracje są pełne ludzi. I jego zdaniem dopóki to się nie zmieni, nie zmieni się też to kawiarniane życie. „Los Rosji po raz kolejny rozstrzygnie się w Rosji, czyli w Moskwie i Petersburgu” – konkluduje.

Petersburg to opowieść o złych, ale i dobrych Rosjanach. Tą pierwszą jest choćby propagandystka Olga Skabiejewa, która w rosyjskiej telewizji z rozbrajającym cynizmem powiedziała, że obiektywna informacja nie istnieje. „Jest tylko taka, za którą ktoś ci zapłaci”. A komentując bombardowanie przez rosyjską armię Charkowa, powiedziała, że „być może jest to propaganda, ale robiona dla nas z czysto patriotycznych pobudek”. Z drugiej strony barykady mamy Aleksandrę Skochilienko, która w petersburskich marketach nalepiła na towarach siedem naklejek z hasłem „Niet wojnie”. Doniosła na nią klientka sklepu, która to widziała. Aleksandra Skochilienko dostała wyrok siedmiu lat kolonii karnej. Rok za każdą nalepkę.

W książce przewijają się też polskie wątki. Jeden z nich dotyczy blokady Leningradu w czasie II wojny światowej. Otóż miejski sąd w Sankt Petersburgu uznał to wydarzenie za zbrodnię przeciwko ludzkości, przeciwko narodom Związku Sowieckiego. Liczbę ofiar określono na 1 100 000, a odpowiedzialnymi za to uznał „wojska faszystowskich Niemiec, a także ich pomocnicy, oddziały z Belgii, Włoch, Norwegii, Hiszpanii, Holandii i Finlandii, a także oddziały ochotników złożone z Austriaków, Łotyszy, Polaków i Czechów”.

„Równocześnie stwierdzono, że następstwa materialne i psychiczne z powodu blokady mają ponosić także obecni mieszkańcy Petersburga, dlatego wszystkie wymienione nacje powinny płacić odszkodowanie” – pisze Ślubowski.

Jak można było ogłosić taką brednię, że polskie oddziały brały udział w oblężeniu Leningradu u boku Niemców? Jak powiada klasyk, skoro ogłoszono, to (w Rosji) można. Zresztą czymże ten wyrok różni się od tego, że „być może jest to propaganda, ale robiona dla nas z czysto patriotycznych pobudek” Skabiejewej. Niczym przecież, bo nie o prawdę tutaj chodzi.

Rosjanie mieli w dziejach dwa razy szansę na budowę normalnego państwa: w 1917 i 1990 roku. W obu przypadkach jej nie wykorzystali. Czy to wina elit, czy „Rosjanie nie są w stanie zbudować swojego państwa w oparciu o poszanowanie prawa jednostki, wolności obywatelskie” – pyta Grzegorz Ślubowski. I dodaje, że nie wiadomo, czy los da im trzecią szansę.

„Rosja zrywa polityczne, gospodarcze i kulturalne relacje z cywilizacyjnym Zachodem i próbuje je zastąpić otwarciem na Wschód (Indie, Chiny i inne kraje tzw. globalnego południa).
Najbardziej wyraźnie widać to w sferze propagandy – Europa w rosyjskiej telewizji i cały Zachód są pozbawione wszelkich wartości. »Gej-Ewropa«, która, jakkolwiek sprzecznie by to brzmiało, oficjalnie popiera nazizm i ukraiński faszyzm.
Zachód gnije – zdaniem rosyjskich mediów czas końca Zachodu właśnie nadszedł. W nowych czasach wzorce wyznacza Wschód..." - ten akapit może posłużyć za pointę tej arcyciekwawej książki.

Igor Hrywna

Grzegorz Ślubowski, „Petersburg. Pokój i wojna”, Zona Zero, 2025

Fot. PAP/Mykola Kalyeniak
Charków: po rosyjskim ataku