Mazurskie tradycje, czyli rozmowy przy wiciu wielkanocnych palm

2013-03-22 14:25:47 (ost. akt: 2013-03-22 14:25:43)
Wicie wielkanocnych palm. Na pierwszym planie od lewej: Marysia, Anna, Marta. W głębi Stanisław i Basia.

Wicie wielkanocnych palm. Na pierwszym planie od lewej: Marysia, Anna, Marta. W głębi Stanisław i Basia.

Autor zdjęcia: Władysław Katarzyński

Kiedy zbliża się Niedziela Palmowa, w domu Anny i Stanisława Bałdygów z Mazuchówki pod Wydminami na Mazurach rozkwitają sztuczne "ksiatki". Ceremonia wicia palm zacieśnia rodzinne więzy i utrwala tradycje.

Wyprawa zimą z Olsztyna do Mazuchówki, wsi w powiecie giżyckim, to jakby wyprawa na koniec świata. Za Giżyckiem, od zjazdu w kierunku Wydmin, stolicy gminy, na szosie zalega gruba warstwa naniesionego z pól śniegu i lodu. W mijanych wsiach ani żywego ducha. Tylko nad domami wstążki dymów.
Mazuchówka leży tuż za Wydminami, z boku. Starych, mazurskich domów jest tu już niewiele, przeważa nowe budownictwo. Podchodzi jakiś miejscowy. Pytam o Annę i Stanisława Bałdygów. — Pewnie chce pan palmy zobaczyć? Tędy! — pokazuje drogę.

Osiem córek i dwóch chłopaków


Niepozorny domek z uroczym ganeczkiem. Obok drewutnia, dalej przybudówka. Na płocie otaczającym ogródek, jak u Kargula i Pawlaka, garnki i podkowy. Po podwórku wałęsają się kury. Z domu wychodzi Stanisław Bałdyga. Siwa, rzedniejąca czupryna, biały sweter i spodnie. Anna Bałdyga, szczupła kobieta o bursztynowych oczach, zaprasza do domu. Takie same bursztynowe źrenice ma kot pers i łaszący się do nas piesek.
— To wędliny własnego wyrobu, już na wielkanocny stół — zachęca pani Ania, wnosząc kanapki. — Staszek co roku sam wędzi.

Rozglądam się po pokojach. Wnętrza przypominają mały skansen. Proste meble z drewna, makatki. W największym pokoju dwa krosna. Na jednym zaczęty dywan "szmaciak". Na ścianach stroiki świąteczne, pod sufitem podłaźniki, pająki. W kilku pudełkach sztuczne kwiaty z bibułki i wstążeczki oraz pęczki roślin zielnych używane do wicia wielkanocnych palm. A ponadto pisanki, tak malowane jak i wyszywane. To wszystko autorskie dzieła rodziny Bałdygów. W gospodarstwie znajdują się aż trzy pracownie.
Dzisiaj, obok pani Ani i Stanisława, zastajemy przy pracy ich córki Marysię i Basię oraz Martę, przyszłą synową. Tka na krosnach.
— W sumie mamy aż dziesięcioro dzieci! — mówi z dumą Anna Bałdyga. — Osiem córek i dwóch chłopaków. — Te starsze już rozeszły się po świecie. — Mieszkają w Polsce, Anglii, Islandii. Dochowali się też czternaściorga wnuków. Na Wielkanoc do Mazuchówki zjadą niemal wszyscy, to rodzinna tradycja. Dzieci będą bawiły się w zbijanie pisanek. W Lany Poniedziałek, zgodnie ze zwyczajem, dziewczyny będą polewane wodą przez chłopaków.
— Oszczędzana jest tylko Andzia! — mówi o żonie pan Stanisław.

Palmy i dyplomy


Anna i Stanisław pochodzą z Piątkowizny na Krupiach, gmina Łyse. Poznali się jeszcze w szkole podstawowej. Po latach Stanisław, który utworzył własną kapelę, sam grając na akordeonie, harmonii pedałówce i bębenku obręczowym, włączył Anię do zespołu jako solistkę. Pobrali się, kiedy miała 18 lat. A potem sypnęły się dzieci. Od małego wszystkie uczyły się wyrobu palm i malowania pisanek, grania na instrumentach, a dziewczyny tkania na krosnach.
Jeśli chodzi o palmy, gmina Łyse nie ma sobie równych na Kurpiach, a może i w całej Polsce. Co roku, w Niedzielę Palmową, odbywa się tutaj wielki konkurs palmiarski, w którym Bałdygowie też brali udział, podobnie jak w innych konkursach na plastykę obrzędową. Pokazują liczne dyplomy. Są wśród nich również takie, które przyznano im w konkursach muzycznych, jak w Kazimierzu nad Wisłą.

Pani Ania rozdziela pracę pomiędzy członków rodziny i Martę.
— Te kwiatki z bibułki, "ksiatki", jak mówimy z kurpiowska, pleciemy na kilka dni przed Niedzielą Palmową — wyjaśnia Stanisław Bałdyga. — Żywe kwiaty natomiast oraz inne roślinki potrzebne do wyrobu palm, zbieramy w ubiegłym sezonie, a potem je suszymy. Co tu mamy? Bukszpan, trawy, liście borówki, świńskie bagno, trzcinę, jałowiec, sosnę, tuję. Jałowiec, sosna i tuja rośnie w ogródku. Nie zrywamy już, jak kiedyś widłaka, bo pod ochroną.

Najwyższe palmy, jakie można obejrzeć w Łysech, osiągają wysokość do 12 metrów. Dlaczego są aż tak wysokie?
— Bo każde dzieło rąk ludzkich to zarazem modlitwa. Im wyższa palma, tym ma bliżej do nieba. — wyjaśniają małżonkowie. — Ale aż tak wysokie są coraz rzadsze. Dlaczego? Bo koszty produkcji rosną, a co za tym idzie i cena. Mało kto takie palmy robi i kupuje. Twórcy ludowi poprzestają więc na mniejszych, pięcio-sześciometrowych. Wyższe robią całe zespoły, z kilku rodzin. Ta, nad którą pracują Bałdygowie, będzie poświęcona w kościele w Wydminach. A mniejsze po powrocie do domu zatknie się za obrazem Matki Boskiej. Poświęcone palmy według ludowych wierzeń uchronią domowników przed różnymi nieszczęściami.

Superpara z Mazuchówki


Robota w domu Bałdygów w Mazuchówce idzie aż miło.
— "Witaj Matko Uwielbiana". "Ludu mój, ludu" — podśpiewują pracujący zgodnie z tradycją towarzyszącą wiciu palm. Sztuczne kwiaty i rośliny pan Stanisław zamocowuje za pomocą szpagatu z lnu na połączonych ze sobą gałązkach oskrobanej leszczyny lub czarnej porzeczki. Obok wspomnianych elementów wystroju, twórcy dodają także wstążki. Palmy się wije, obracając drzewce wokoło. Na jednej palmie zrobionej tutaj jest 500 kwiatków!
— Kiedy tu zamieszkaliśmy w latach 80.,w Mazuchówce i okolicach takich wysokich palm nie robiono — wyjaśnia pani Anna. — Owszem, były palmy mazurskie. Zwykłe gałązki wierzbowe, które wkładano do wazonika z wodą, żeby rozkwitły. Potem ozdabiano je wstążeczkami i w Niedzielę Palmową niesiono do kościoła święcić. Były też inne, napływowe, przypominające nasze, ale niższe.

Tradycja nie zaginie


Przykład Bałdygów zainspirował mieszkańców Mazuchówki do twórczej pracy. Dzisiaj wyrobem palm zajmuje się tu jeszcze kilka osób, także w sąsiednich Sucholaskach i Wydminach. Za każdym razem tam, gdzie jadą, np. na jarmarki, nie mogą się opędzić od ciekawskich. Tradycja wicia wielkanocnych palm na Mazurach nie zaginie.
Palmy Bałdygów trafiły do Niemiec, Anglii i innych krajów. W 1992 roku małżonkowie mieli z kolei okazję obejrzeć palmy wileńskie.
— Pojechaliśmy wtedy z Basią Chludzińską, ówczesną dyrektor Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie, do Solecznik na Wileńszczyźnie — wspominają Anna i Stanisław. — To polska gmina, z polską szkołą. Zawieźliśmy dzieciom książki. Widzieliśmy tamtejsze palmy. Też są piękne, ekologiczne, ale dużo niższe.
W 1999 roku małżeństwo Bałdygów zostało w konkursie "Lata w radiem" i tygodnika "Tina" wybrane Superparą Roku. Było też gośćmi w telewizyjnym talk-show "Rozmowy w toku" Ewy Drzyzgi. 20 kwietnia przyjadą do Olsztyna na wiosenne targi w Warmińsko-Mazurskim Wojewódzkim Ośrodku Doskonalenia Rolniczego. Pokażą plastykę obrzędową, dadzą koncert.
Bałdygowie wychodzą ze świeżo uwitą palmą przed dom. Na tle śniegu rozkwita jak wiosna, której tak bardzo nam brakuje.

Niedziela Palmowa:
Niedziela Palmowa, zwana też Kwietną, ustanowiona jest w liturgii kościoła katolickiego na pamiątkę wjazdu Chrystusa z uczniami do Jerozolimy. Zgromadzeni na trasie witali Jezusa, rzucając przed nim gałązki palmowe. Zwyczaj święcenia palm pojawił się w liturgii kościelnej w XI w. Palmy symbolizują zmartwychwstanie, odrodzenie się życia. W tym roku Niedziela Palmowa przypada 24 marca.

Władysław Katarzyński


Czekamy na Wasze zdjęcia i opisy pięknych zakątków regionu, kliknij tutaj, aby dodać swój artykuł lub skontaktuj się z nami pod adresem redakcja@mojemazury.pl.
Zobacz w naszej bazie

Przewodniki lokalne

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Topich #1039617 | 178.203.*.* 30 mar 2013 12:47

    Mazurskie czy Kurpiowskie? Ale pamietam po wojnie padalo czesto pytanie "Jak sie czujesz Kurpiu na Mazurach?" Ten artykul daje spozniona o 50 lat odpowiedz.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) ! - + odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    Polecamy