Wadąg – Olsztyn: pieszo przez puszczę, czyli przerwany spływ

2013-05-22 14:05:28 (ost. akt: 2013-05-29 21:54:06)
Zaczynamy, na pierwszym planie Damian, w głębi pod drzewem autor

Zaczynamy, na pierwszym planie Damian, w głębi pod drzewem autor

Autor zdjęcia: Ireneusz Stolarski

Wadąg to rzeczka długości niespełna 10 kilometrów, dopływ Łyny, wpadający do niej w Lesie Miejskim w Olsztynie. Obie rzeki tworzą tam rozlewisko przed niewielką elektrownią wodną. Dla kajakarza spływ Wadągiem to pozornie bułka z masłem. Ano zobaczmy.

Płyniemy na cztery kajaki. Mnie jako gościa zabiera do swojego pani Gosia, organizatorka spływu, w pozostałych młodzież: Rafał (syn Gosi) z kuzynem Czarkiem, Irek z Damianem (zwanym Barnejem) oraz Arek z Mateuszem. To ma być spokojna, przyjemna przejażdżka. Zaczynamy w Wadągu przy moście, metę planujemy na jeziorze Mosąg na Łynie w okolicach Brąswałdu.

Czytajcie przewodniki


Pierwszą wywrotkę mieli Irek i Damian (zobacz relację Irka z tego samego spływu). Stanęli przez nieuwagę w poprzek nurtu, a rzeka jakby tylko na to czekała: woda chlup do kajaka, kajak myk do góry dnem i chłopaki w wodzie. Nic się nikomu nie stało, tylko kupa śmiechu była. Szybko postawili kajak, wylali wodę i popłynęli dalej. Później Irek skąpał się jeszcze raz, gdy usiłował ustawić kajak na wodzie po przenosce przy elektrowni w Kieźlinach.

Na trasie wszyscy przekonaliśmy się, że nie taki Wadąg spokojny, jak go malują. Gdybym zajrzał przed startem do świetnego przewodnika „Szlak kajakowy Łyny i jej dopływów”, wydanego w 2011 roku przez Warmińsko-Mazurską Regionalną Organizację Turystyczną, to znalazłbym ostrzeżenie przed niespodziewanymi bystrzami i zwalonymi drzewami.
Pierwsze takie zwalone drzewo leżało niedaleko za elektrownią Kieźliny, gdzie przenosiliśmy kajaki. Przegradzało nurt całkowicie, nie zostawiając nawet kilkunastu centymetrów wolnej wody. Trzeba było wyjść na pień, przeciągnąć po nim kajak i wsiąść po drugiej stronie. Łatwe, ale dość uciążliwe, tym bardziej że pień wprost roi się od różnych żyjątek, larw i muszek. Kobiety powinny zamknąć oczy.

Rzeka pokazuje pazury


Płyniemy dalej, ale dość krótko, bo na horyzoncie znów zwalony pień. Przegradza całkowicie mniej więcej połowę szerokości rzeki, nad drugą połową tworząc coś w rodzaju bardzo niziutkiej bramy, dodatkowo częściowo przesłanianej wyrastającymi z drzewa-zawalidrogi gałęziami. Nurt jest tu bystry, najlepiej nie zatrzymując się ustawić kajak prosto na tę bramkę i przepłynąć pod nią, uważając na głowy – najlepiej kładąc się w kajaku.
Kiedy dopływaliśmy, przy bramce stał kajak Rafała i Czarka. Zniosło ich lekko bokiem i teraz, czepiając się gałęzi, próbowali przepchnąć się pod drzewem. Musieliśmy to przeczekać. Silny nurt zniósł nas na tę zatopioną część drzewa, gdzie trwaliśmy chwilę w miarę bezpiecznie. Kiedy jednak próbowaliśmy ostrożnie przesunąć się wzdłuż drzewa – wciąż bokiem do nurtu rzeki – nasz kajak przechylił się, nabrał wody i obrócił się do góry dnem, wyrzucając nas gwałtownie w sam środek rzeki.

Gdzie są moje okulary?


Gosia wynurzyła się natychmiast i stała prze drzewie, trzymając się go kurczowo, mnie zaś nurt wepchnął pod zwalone drzewo, dokładając jeszcze w łeb kajakiem. Na szczęście prąd był tak silny, że bez trudu przepchnął mnie pod zatopionym pniem i wyrzucił po drugiej stronie. Po drodze jeszcze zerwał mi z nosa okulary i obrócił ze dwa razy wzdłuż i wszerz.
Kiedy się wynurzyłem, stałem po pas w wodzie, z trudem utrzymując równowagę. Złapałem gałąź wystającą z drzewa, powoli przyciągnąłem się do pnia, objąłem drzewo obiema rękami i zacząłem się zastanawiać, jak uciec z tej pułapki bez wyjścia. Zebrałem wszystkie siły i czepiając się gałęzi wpełzłem na powalony pień. Dość pokracznie, ale w miarę bezpiecznie przeszedłem po drzewie do zbawczego brzegu i drapiąc niemiłosiernie ręce o na wpół zeschłe gałęzie opuściłem się na ziemię.
Gosia po chwili próbowała się poruszyć, za co została ukarana przez rzekę. Nurt przewrócił ją i przepchnął pod pniem – zupełnie jak mnie przed paroma minutami. Tu jednak stanęła dość pewnie i powoli, małymi kroczkami doszła do brzegu.

Pełznąc po dnie w kapoku


Najpierw postanowiliśmy ostrzec Arka i Mateusza, którzy płynęli za nami. Czekaliśmy na nich chyba z godzinę – okazało się, że mieli wcześniej wywrotkę i stracili mnóstwo czasu na wyłowienie kajaka i wylanie z niego wody. Czekaliśmy na nich daleko przed przeszkodą. Po krótkiej naradzie postanowili, że Mateusz wysiądzie z kajaka i pójdzie brzegiem, a Arek w kapoku wejdzie do wody i ręcznie przepchnie kajak pod przeszkodą. Ten plan okazał się dobry. Na koniec umówiliśmy się, że jeżeli znajdą nasz kajak, dociągną go do brzegu i tam na nas poczekają.

Nieplanowana turystyka piesza


W ten sposób nieoczekiwanie staliśmy się z turystów wodnych turystami pieszymi. Nie mieliśmy tego w planach, więc ta zamiana wcale nam się nie spodobała. W turystyce pieszej najważniejsze są dobre buty – my byliśmy na bosaka. Niezbędne są też mapy – nasze popłynęły w siną dal razem z na wpół zatopionym kajakiem. Przydałaby się też łączność z pozostałymi uczestnikami rajdu – tymczasem nasze komórki, choć cudem ocalały (swoją trzymałem w zamykanej na rzepy kieszeni spodni) były kompletnie przemoczone, tym samym niezdatne do użytku.
Chcąc nie chcąc ruszyliśmy na piechotę wzdłuż rzeki, mając nadzieję spotkać chłopaków przy brzegu z naszym kajakiem. Wędrowaliśmy przez olsztyński Las Miejski (przypominam, największy w Europie), kalecząc delikatne stopy o korzenie, szyszki i suche gałęzie, brnąc chwilami w grząskich bagienkach, to znów wspinając się na strome brzegi. W tym miejscu bowiem Wadąg tworzy urokliwy przełom, co jest zjawiskiem pięknym widokowo, ale zgoła niewygodnym dla bosych piechurów.
Tak doszliśmy najpierw do szosy Olsztyn – Dywity, przeciąwszy ją powędrowaliśmy dalej – aż do elektrowni Łyna. Tam odnaleźliśmy pozostałych spływowiczów.

Liczymy straty


Bilans wyprawy: 3 kilometry w kajaku, 6 kilometrów piechotą przez las, kilka zniszczonych przez wodę telefonów komórkowych, porwany przez rzekę mój aparat fotograficzny, nie wspominając o pysznych kanapkach z kabanosami, których nawet nie zdążyłem powąchać. W naszym wywróconym kajaku jakimś cudem uratowała się napoczęta butelka wody mineralnej i moje przemoczone adidasy, które schowałem w zamykanej specjalną klapą bagażniku. Z jakąż ulgą włożyłem te buty na moje poranione, posiniaczone, czarne stopy.

Zdjęcia, które prezentuję, wykonał Irek na samym początku spływu. Podczas wywrotki – a zaliczył ją jako pierwszy już w pobliżu elektrowni Kieźliny – aparat mu zamókł i odmówił posłuszeństwa. Mój aparat pełen uroczych widoczków popłynął – jak wspomniałem – Wadągiem w nieznane.
Adam Bartnikowski

Tu możecie zobaczyć zdjęcia ze spływu tą rzeką kilka lat temu, wykonane przez Annę Majewską, pozyskane przez nas dzięki współpracy z serwisem www.kajaki.olsztyn.pl.

Na mapie oznaczyliśmy początek i koniec naszego spływu, punkt pomiędzy początkiem i końcem to miejsce naszej katastrofy.




Czekamy na Wasze zdjęcia i opisy pięknych zakątków regionu, kliknij tutaj, aby dodać swój artykuł lub skontaktuj się z nami pod adresem redakcja@mojemazury.pl.
Zobacz w naszej bazie
  • Szlak kajakowy rzeką Wadąg

    Bardzo krótki, ale niezbyt łatwy szlak z dwiema przenoskami, z których pierwsza jest wyjątkowo długa. Atrakcją jest most drogowy, "grający" w serialu "Stawka większa niż życie".

  • Mosąg

    Jezioro Mosąg

    Linia brzegowa jeziora mało urozmaicona, a brzegi różnie wzniesione, miejscami strome, zalesione lub zadrzewione. Morenowy...

  • Wadąg

    Jezioro Wadąg

    Jezioro rynnowe położone ok. 6 kom na północny wschód od Olsztyna. Zbiornik o rozwiniętej linii brzegowej, urozmaicone trzema...

Przewodniki lokalne

Komentarze (11) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Anna #1094038 | 89.228.*.* 24 maj 2013 09:12

    Moje doświadczenia z Łyny są podobne. W ostatnią sobotę straciłam okulary, zmoczone telefony i inne szkody. Powalone drzewo było tuz za zakrętem na 2/3 szerokości rzeki,szybki nurt, na pewno tez brak wprawy z mojej strony, ale skończyło sie wywrotka i stratami.Powalone drzewo o które zawadziliśmy jest suche, bez kory, więc leży tak od lat. Jeżeli ma rozwijać się turystyka kajakowa to tak nie moze być. Wyczynowcy i tak po Łynie nie będą pływać tylko amatorzy, a szlak jest kompletnie nie przygotowany.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) ! - + odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Snajper #1093887 | 79.162.*.* 24 maj 2013 05:13

      Co za BARAN na kajaki bierze telefon,a komputer do kajaka nie zmieści sie?

      ! - + odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. kajakarz #1093229 | 213.73.*.* 23 maj 2013 13:47

        Amatorzy. Bo zamiast trzymać wiosło to trzyma się kanapke, aparat albo browar i takie są potem tego efekty.

        Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) ! - + odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        1. cde #1092337 | 178.235.*.* 22 maj 2013 16:32

          Wadąg czy Dadaj ?

          ! - + odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

          1. to-ja #1092265 | 79.189.*.* 22 maj 2013 15:02

            jakbym czytał wypracowanie w podstawówce...

            ! - + odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

            Polecamy