Kangury w betlejemskiej stajence na Warmii
2012-12-19 13:23:39(ost. akt: 2012-12-19 14:07:30)
Henryk Prokopowicz z Nikielkowa pod Barczewem ma żywą szopkę przez cały rok. A w niej koniki polskie, krowy szkockie, strusie, owce afrykańskie a nawet. . . kangury.
Wiele lat temu pan Henryk jako dziecko był w zoo. Zamarzył wtedy sobie, że kiedyś będzie pracować jako opiekun zwierząt. To marzenie spełniło się po latach. Został rolnikiem, zakupił gospodarstwa w Nikielkowie z zabudowaniami, gruntami i rozległymi polami, nabył kilka koników polskich. Z czasem zwierzyniec się rozrósł. Obecnie mieszka tu kilkadziesiąt gatunków. Wszystkie zwierzęta są bardzo dobrze utrzymane, w dobrej kondycji. A utrzymanie takiego mini zoo sporo kosztuje.
Nasze mrozy to pestka
— Nasypało nam w tym roku śniegu po uszy! — żartuje pan Henryk, który o zwyczajach zwierząt wie niemal tyle, co wykształcony zoolog. — Ale moi egzotyczni podopieczni znoszą zimę doskonale. Na przykład strusie emu.
Idziemy do ich zagrody. Słychać jakieś dudnienie, z szopki wychodzi jeden z ptaków. — To samica — wyjaśnia właściciel zwierzyńca. — Na jajach siedzi samiec i to on tak właśnie nas ostrzega, dudniąc.
Niebawem i drugi ptak pojawia się w drzwiach. Henryk Prokopowicz pokazuje nam jajo strusia emu. Jest znacznie mniejsze niż strusia afrykańskiego, a przy tym … zielone. Gospodarz próbuje wyhodować w inkubatorze strusie pisklę - na razie bez powodzenia.
Po sąsiedzku spacerują kaczki bernikle i gęsi tybetańskie. Gęsi w swoich wędrówkach latają nad Himalajami, a więc muszą się wznieść ponad 8 tysięcy metrów. Potrafią latać w mrozie ok. minus 40 stopni i przy przeciwnym wietrze o prędkości 140 km na godzinę.
— Od dawna marzą mi się wielbłądy! — wyznaje pan Henryk. — Para kosztuje ok. 50 tysięcy złotych. Trochę już pieniędzy odłożyłem, może marzenie się spełni.
Na rozległych polach widać dwa jelenie chińskie. Kiedy poruszają się, słychać charakterystyczny klekot w stawach. Po drugiej stronie ogrodzenia stoją brodate, porośnięte gęstym futrem krowy szkockie. Wszystkie, tak samce jak i samice, mają rozłożyste rogi. Obok dorosłych kręcą się dwa maluchy. Są bardzo ciekawskie.
Co zobaczył James Cook?
W pewnej chwili dobiega nas dźwięk dzwonka. Dzwoneczek nosi lama. Za chwilę przybiega ich więcej, w tym małe lamy.
— Kiedy lamy zobaczą dziki na naszych polach, stają się agresywne. Kopią, gryzą i plują i w ten sposób odstraszają dziki czy wilki — wyjaśnia gospodarz.
Największa niespodzianka czeka nas za chwilę. Oto duma pana Henryka, dwa kangury. Podobno ich nazwę wymyślił wielki podróżnik James Cook. Kiedy Cook wylądował w Australii, zobaczył dziwne zwierze, poruszające się na tylnych łapach. — Jak toto nazywacie? — zapytał na migi tubylca. — Gang-oo-roo, nie rozumiem cię! Usłyszał w miejscowym narzeczu. No i tak powstała nazwa tych skaczących zwierząt.
Henryk Prokopowicz ma dwa kangury, matkę z młodym. A już drugie młode siedzi w torbie. Okazuje się, że może w stanie embrionalnym być bardzo długo i zaczyna rozwijać się dopiero wtedy, kiedy zostanie odchowany pierwszy. Zresztą ten starszy jeszcze trochę ssie.
Wracając, zaglądamy do zagrody z kozami, owcami afrykańskimi i konikami polskimi. Obok koników polskich są tutaj i kuce szetlandzkie. I jak w betlejemskiej stajence, skubią sianko. W noc wigilijną gospodarz zwierzyńca podzieli się nimi opłatkiem.
Władysław Katarzyński
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
iza #925811 | 81.190.*.* 21 gru 2012 10:40
To jest opiekun ? męczy zwierzęta.Zwierzęta egzotyczne powinny żyć w swoim środowisku a nie w jakimś zoo na Warmii.Żadne zoo nie powinno istnieć.
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz
Koska #924760 | 5.172.*.* 20 gru 2012 10:30
Facet z pasją i to się liczy, spełniać marzenia.
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz